Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/589

Ta strona została skorygowana.

wanie dla swego otoczenia, a świadomość jego jest przyćmiona. Uśmiecha się w przedśmiertelnych kurczach.
Kadet Biegler przy gruntownym mierzeniu temperatury uśmiechał się istotnie, ale z miną męczennika, gdy wtykano mu termometr w miejsce tak niezwykłe. Nie ruszał się.
— Objawy, które przy cholerze prowadzą ku końcowi — myślał węgierski lekarz sztabowy. — Bierna pozycja...
Zapytał jeszcze podoficera-sanitariusza, czy w kąpieli kadet Biegler womitował i miał rozwolnienie.
Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, zapatrzył się w Bieglera. Gdy przy cholerze mija rozwolnienie i kończą się wymioty, to i te objawy są oznaką zbliżającego się końca, wypełniając ostatnie godziny życia.
Kadet Biegler, zupełnie nagi, po wyniesieniu go z ciepłej wanny poczuł chłód i zaczął szczękać zębami. Na całym ciele miał gęsią skórę.
— Widzisz pan — rzekł lekarz po madziarsku — wielka jektygacja. Kończyny zimne. To już koniec.
I pochylając się nad kadetem, zapytał go po niemiecku:
Also wie geht’s?
S-s-se-hr-gu-gu-tt — zaszczękał zębami kadet Biegler. — Ee-ei-ne De-deck-cke.
Świadomość częściowo jasna, częściowo przyćmiona — rzekł lekarz węgierski. — Ciało ogromnie wychudzone, wargi i paznokcie powinny być czarne... Już mam trzeci taki przypadek, że umierają u mnie ludzie na cholerę bez czarnych paznokci i warg.
Pochylił się nad kadetem i mówił dalej po madziarsku:
— Drugiego odgłosu nad sercem nie słychać...
Ei-ei-ne-ne De-de-de-cke-ke-ke — dygotał kadet Biegler.
— To, co teraz mówi, to ostatnie jego słowa — rzekł lekarz sztabowy do podoficera-sanitariusza po madziarsku. —