Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/591

Ta strona została skorygowana.

wać — rzekł dobrodusznie. — A wy bądźcie kontenci, że już macie po kłopocie. Muszą skoczyć po prześcieradła.
Po chwili wrócił. Nakrył umrzyków z wargami całkiem sczerniałymi, wyprostował ich ręce ze sczerniałymi paznokciami, którymi w agonii, dusząc się, darli naprężone przyrodzenie, próbował wetknąć im języki do ust, a potem ukląkł przy łóżku i zaczął odmawiać pacierz: Heilige Maria, Mutter Gottes...“ I stary styryjski sanitariusz spoglądał przy tym na obu pacjentów, których maligna oznaczała powrót ku zdrowiu i nowemu życiu.
Heilige Maria, Mutter Gottes — mówił dalej, gdy wtem jakiś nagus potrząsnął go za ramię.
Był to kadet Biegler.
— Słuchajcie no — mówił — ja się kąpałem... To jest mnie kąpali... Potrzebna mi kołdra... Mnie zimno...
— To dziwny wypadek — mówił po upływie pół godziny ten sam lekarz węgierski, pochylając się nad kadetem Bieglerem, który odpoczywał pod kołdrą. — Pan jest rekonwalescent, panie kadecie. Jutro wyprawimy pana do zapasowego szpitala do Tarnowa. Pan jest siewcą bakteryj cholerycznych... Wiedza posunęła się tak daleko, że wszystko już wiemy. Pan jest z 91 pułku...
— ... 13 marszbatalionu — dodał sanitariusz za kadeta Bieglera — kompania 11.
— Proszę pisać — rzekł lekarz wojskowy: — Kadet Biegler, 13 marszbatalion, 11 kompania, 91 pułk piechoty, na obserwację do cholerycznego baraku w Tarnowie. Siewca zarazków cholerycznych...
W taki to sposób z kadeta Bieglera, entuzjastycznego wojaka, stał się siewca bakteryj cholerycznych.