Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/594

Ta strona została skorygowana.

Zanim dowódca 11 marszkompanii, nadporucznik Lukasz, według rozkazu kapitana Sagnera wydał rozporządzenie dotyczące żołnierzy marszbatalionu, mających pójść do magazynu po 15 deka sera szwaj carskiego na osobę, podszedł do niego Szwejk razem z nieszczęśliwym Balounem.
Baloun dygotał ze strachu.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — ze zwykłą uprzejmością rzekł Szwejk — że sprawa, o którą chodzi, jest bardzo ważna. Prosiłbym, panie oberlejtnant, żebyśmy tę sprawę mogli załatwić gdzieś na uboczu, jak powiedział mój kamrat Szpatina ze Zhorza, gdy był drużbą na weselu, a w kościele zachciało mu się nagle...
— Czego chcecie, Szwejku? — przerwał mu nadporucznik Lukasz, który tak samo zatęsknił za Szwejkiem, jak Szwejk za nim. — Chodźmy więc na ubocze.
Baloun wlókł się za nimi, nie przestając drżeć. Ten poczciwy olbrzym stracił zupełnie równowagę duchową i w jakiejś rozpaczliwej beznadziejności kiwał się na wszystkie strony i machał rękoma.
— Więc o co wam chodzi, Szwejku? — zapytał nadporucznik Lukasz, gdy odeszli na stronę.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk — że daleko lepiej zawsze przyznać się do wszystkiego, nim szydło wylezie z worka. Pan mi dał rozkaz, żeby Baloun przyniósł panu pański pasztet, jak tylko przyjedziemy do Budapesztu. Baloun przyniósł ten pasztet i bułki.
— Dostałeś taki rozkaz, czy nie? — zapytał Szwejk, zwracając się do Balouna.
Baloun zaczął jeszcze bardziej wymachiwać rękoma, jakby się chciał obronić przed nacierającym nieprzyjacielem.
— Rozkazu tego — mówił Szwejk — nie można było, niestety, wykonać, panie oberlejtnant, ponieważ ja ten pański pasztet zeżarłem...
— Zeżarłem go — rzekł z naciskiem, dając wystraszonemu