Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/599

Ta strona została skorygowana.

będzie robić nowy front, będziemy musieli oszczędzać amunicji.
— Im więcej dzieci w rodzinie, tym więcej zużywa się rózeg — mawiał dziadek Chovanec w Motole, który karcił wszystkie dzieci okolicznych rodzin i pobierał wynagrodzenie ryczałtowe.
— Ja się tylko jednego boję — rzekł Baloun, trzęsąc się na całym ciele — że przez tę Italię porcje będą mniejsze.
Sierżant rachuby Waniek zamyślił się głęboko i rzekł po chwili:
— Wszystko to być może, bo teraz na zwycięstwo wypadnie trochę poczekać.
— Teraz przydałby się nam nowy Radecki — zadeklarował Szwejk. — Bo Radecki znał już doskonale tamte okolice i wiedział o słabych stronach Italii, co trzeba szturmować i z której strony. Nie takie to proste wleźć gdzie i zasiąść. Taką rzecz potrafi każdy, ale wydostać się stamtąd, to jest dopiero prawdziwy kunszt wojenny. Jeśli już człowiek gdzieś wlezie, to winien wiedzieć o wszystkim, co się dzieje dokoła niego, żeby czasem nie wpadł w jaką bryndzę, która nazywa się katastrofą. Pewnego razu w naszym domu złapali na strychu złodzieja, ale chłopisko było sprytne, zauważyło dymnik, wyrwało się i dęba. Ale z dymnika ani rusz dalej. Natomiast nasz tatuś Radecki znał każdą ścieżkę i nigdzie go dogonić nie mogli. W jednej ciekawej książce o tym generale było bardzo ładne czytanie, jak to on uciekł spod Santa Lucia, a znowuż Italiany uciekły w drugą stronę i dopiero na drugi dzień ten generał zmiarkował, że właściwie bitwę wygrał, kiedy przez lornetę nie dopatrzył się ani jednego nieprzyjaciela. Więc zaraz zajął zdobytą Santa Lucię. Od tego czasu był marszałkiem.
— Italia, tak czy owak, kraj ładny — wtrącił kucharz Jurajda. — Byłem kiedyś w Wenecji i wiem dobrze, że Włoch każdego nazwie świnią. Gdy się rozzłości to wszystko dla nie-