Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/606

Ta strona została skorygowana.

mać, aby go nie nazwać po swojemu. Stojąc z tyłu za pierwszym szeregiem, zwrócił się do wachmistrza rachuby Wańka i rzekł:
— Taki biedny zdechlaczek.
Zaś staruszek generał dreptał przed frontem w towarzystwie kapitana Sagnera i zatrzymał się przed pewnym młodym żołnierzem, aby przez rozmowę z nim wzbudzić zapał w reszcie szeregowców. Jął go więc pytać skąd pochodzi, ile ma lat i czy posiada zegarek. Żołnierz wprawdzie zegarek posiadał, ale ponieważ myślał, że generał chce go obdarować, więc odpowiedział, że nie ma, na co stary zdechlaczek-generał z takim głupkowatym uśmiechem, jakim odznaczał się Franciszek Józef, gdy w podróżach swoich wdawał się w rozmowy z burmistrzami, odpowiedział: — To dobrze, to dobrze. — Następnie zwrócił się do stojącego obok kaprala zaszczycając go pytaniem, czy jego żona jest zdrowa.
— Posłusznie melduję — wrzasnął dziesiętnik — że jestem nieżonaty.
Na to staruszek generał odpowiedział z miłym uśmiechem:
— To dobrze, to dobrze.
Potem zdziecinniały staruszek wezwał kapitana Sagnera, żeby mu zaprezentował, jak się jego żołnierze liczą, gdy mają ustawiać się dwójkami, i po chwili słychać było liczenie: — Pierwszy — drugi, pierwszy — drugi, pierwszy — drugi...
Bardzo się to staruszkowi podobało, bo ogromnie takie liczenie lubił. Miał nawet w domu dwóch burszów, których ustawiał przed sobą i kazał im, aby się liczyli: — Pierwszy — drugi, pierwszy — drugi...
Takich generałów miała Austria bardzo wielu.
Kiedy przegląd skończył się szczęśliwie, przy czym pan generał nie skąpił pochwał kapitanowi Sagnerowi, dano szeregowcom swobodę ruchu w granicach stacji, bo nadeszła wiadomość, że pociąg odejdzie dopiero za trzy godziny. Żołnierze łazili tedy po stacji i gapili się, a ponieważ na dworcach za-