Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/614

Ta strona została skorygowana.

stwa, to i tak ci najprzeróżniejsi sierżanci rachuby i pisarze kancelaryj byli stale podejrzewani, że przekraczają budżet i że dopuszczają się różnych nadużyć, żeby jedno z drugim wyrównać.
Toteż tutaj, gdzie wszyscy obżerali się tymi cukiereczkami, żeby tego świństwa użyć do sytości, skoro pod ręką nie było niczego lepszego, co można by było skraść szeregowcom, Bautanzel zaczął mówić o smutnych stosunkach panujących podczas tej podróży:
— Byłem już w dwóch marszbatalionach, ale takiej nędzy, jak podczas tej podróży, jeszcze nie zaznałem. Wtedy, zanim dojechaliśmy do Preszowa, to mieliśmy całe stosy wszystkiego, czego tylko dusza zapragnęła. Miałem na boku dziesięć tysięcy papierosów „Memfis“, dwa olbrzymie bochny sera szwajcarskiego, trzysta puszek konserw, a potem, gdy szliśmy na Bardyjów do okopów i gdy Rosjanie odcięli nas od Muszyny i przerwali komunikację z Preszowem, robiło się interesiki aż miło! Tak na oko oddałem z tego wszystkiego dziesiątą część dla marszbatalionu, że niby uciułałem, a całą resztę rozprzedałem w taborach. Mieliśmy u nas majora Sojkę, a ten major to był wielka świnia. Oczywiście, nie żaden bohater i najchętniej przesiadywał przy taborach w dołku, gdy u góry gwizdały kule i pękały szrapnele. Zawsze się do nas przypętał, że niby musi się przekonać, czy się dla szeregowców gotuje jak się należy. Zazwyczaj przychodził do nas na dół, gdy się rozchodziła wiadomość, że Moskale znowuż coś szykują. Drżał na całym ciele, trzeba było dawać mu w kuchni araku i dopiero potem zabierał się do przeglądania wszystkich kuchen polowych, jakie znajdowały się w sąsiedztwie taborów, ponieważ droga na pozycje w górze była niedostępna i jedzenie wydawało się w nocy. Stosunki były wtedy takie, że o jakiejś osobnej kuchni oficerskiej nawet mowy być nie mogło. Jedyną drogę, jaka jeszcze była wolna i łączyła nas z tyłami, obsadzili Niemcy z Rzeszy, a ci Niemcy za-