Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/625

Ta strona została skorygowana.

nik Dub, kapitan Sagner zakomunikował mu, że ma dzisiaj inspekcję.
Porucznik Dub pilnował tedy latryn. Były one długie, dwurzędowe i zmieściło się w nich sporo żołnierzy.
W tej chwili żołnierze grzecznie i ładnie siedzieli w kuczki jeden przy drugim nad wykopanymi rowami, jak jaskółki na drutach telegraficznych, kiedy jesienią wybierają się w podróż do dalekiej Afryki.
Białe kolana sterczały ze spuszczonych spodni, każdy żołnierz miał pas rzemienny przerzucony przez kark, jakby się chciał powiesić i tylko czekał na rozkaz.
I w tym widać było żelazną dyscyplinę wojskową, organizację.
Na lewym skrzydle siedział Szwejk, który przyplątał się tu także i z wielkim zainteresowaniem odczytywał kawałek papieru, wyrwanego nie wiadomo z jakiej powieści Różeny Jasenskiej:

...tejszym pensjonacie, niestety, damy
em nieokreślone, naprawdę zapewne więcej
tkie przeważnie zamknięte koło
ały menu do swoich pokojów albo też
charakterystycznej zabawie. A jeśli czasem i
człowiek, to tylko próżne tęsknoty budz
się poprawiła albo nie chciała tak skutecznie
czyć, jakby sobie życzyły.
nic nie było dla młodego Krzyczki...

Podniósłszy oczy znad świstka, Szwejk bezwiednie spojrzał ku wyjściu z latryny i zadziwił się. W pełnej paradzie stał tam wczorajszy pan generał ze swoim adiutantem, zaś obok nich wyprostowany porucznik Dub gorliwie im coś tłumaczył.
Szwejk rozejrzał się dokoła siebie. Wszyscy siedzieli spokojnie nad rowami i tylko szarże stały jak skostniałe, bez ruchu.
Szwejk zrozumiał powagę sytuacji.