Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/637

Ta strona została skorygowana.

— Może była zdechła? — zapytał podejrzliwie sierżant rachuby Waniek.
— Sam jej łeb ukręciłem — odpowiedział Szwejk, wyjmując z kieszeni nóż.
Baloun spojrzał na Szwejka z wdzięcznością i szacunkiem i w milczeniu zaczął przygotowywać maszynkę spirytusową pana nadporucznika. Potem sięgnął po garnuszki i poleciał z nimi po wodę.
Do Szwejka podszedł telegrafista Chodounsky i zaofiarował swoją pomoc przy skubaniu kury, przy czym zwrócił się do niego z szeptanym pytaniem:
— Czy to daleko stąd? Czy trzeba przełazić przez płot, czy też łażą na wolności?
— Ja ją kupiłem.
— Daj spokój, kolego. Widzieliśmy, jak cię prowadzili.
Przy skubaniu kury był bardzo pomocny. Do wielkich i uroczystych przygotowań przyłączył się także kucharz-okultysta, Jurajda, który krajał kartofle i cebulę do rosołu.
Pierze, wyrzucone z wagonu, wzbudziło zainteresowanie porucznika Duba, który obchodził wagony.
Krzyknął tedy, żeby się pokazał ten, który skubie kurę, i we drzwiach wagonu ukazała się okrągła, zadowolona twarz Szwejka.
— Co to jest? — wrzasnął porucznik, podnosząc z ziemi kurzą głowę.
— To jest, posłusznie melduję — odpowiedział Szwejk — głowa kury gatunku czarnych Włoszek. Bardzo nośne kury, panie oberlejtnant. Znoszą w ciągu roku do 260 jajek. Raczy pan spojrzeć, jaki bogaty miała jajnik. Szwejk podsuwał porucznikowi Dubowi pod nos różne wnętrzności kury.
Dub splunął i oddalił się, ale po chwili wrócił.
— Dla kogo ma być ta kura?
— Dla nas, posłusznie melduję, panie lejtnant. Niech pan popatrzy, ile miała sadła.