Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

lokali, do którego mają dostęp jedynie te damy, które mają książeczki policyjne w zupełnym porządku. Zaprosił też Szwejka, aby zechciał odwiedzić jego kawiarnię.
Natomiast towarzyszka jego nie była zadowolona z takiego obrotu rzeczy i zaczęła wymyślać Szwejkowi, używając bardzo przyzwoitych wyrazów, z których najprzyzwoitszy był:
— Ty smyku arcykapłański!
Po odejściu intruzów zabrał się Szwejk do zrobienia porządku ze swoją gospodynią, ale nie znalazł po niej żadnego śladu, prócz kawałka papieru, na którym były ołówkiem nagryzmolone słowa pani Müllerowej, wypowiadającej się zazwyczaj z wielką łatwością. Tym razem chodziło o żałosną przygodę z odnajęciem pana Szwejkowego łóżka portierowi nocnej kawiarni.
— Niech mi pan wielmożny wybaczy, że mnie pan już nigdy nie zobaczy, albowiem wyskoczę oknem.
— Łgarstwo — rzekł Szwejk i czekał.
Po upływie pół godziny pani Müllerowa wsunęła się na palcach do kuchni, nieszczęśliwa i skruszona, a na jej zgnębionej twarzy widać było, iż oczekuje od Szwejka słowa pociechy.
— Jak pani chcesz skakać oknem — rzekł Szwejk — to idź pani do pokoju, okno otworzyłem. Skakanie z okna kuchennego odradzam pani, ponieważ spadniesz pani do ogródka, krzaki się pogniotą i trzeba będzie za nie płacić. Z okna w pokoju spadniesz pani na trotuar, a jeśli dobrze pójdzie, to i skręcisz pani kark. Ale jeśli masz pani pecha, to połamiesz pani tylko wszystkie żebra, ręce i nogi, będzie tylko wydatek na doktora i na szpital.
Pani Müllerowa wybuchnęła płaczem, oddaliła się po cichu do pokoju, zamknęła okno, a gdy wróciła, rzekła:
— Jest taki przeciąg, a to niedobrze przy pańskim reumatyzmie.
Potem poszła zasłać łóżko, z niezwykłą troskliwością do-