Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/665

Ta strona została skorygowana.

— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że pragnę poznać pana tylko z pańskiej dobrej strony, żeby mnie pan nie zmusił do płaczu, jak mi to pan obiecywał.
Od takiego zuchwalstwa porucznikowi Dubowi aż się w głowie zakręciło, ale zdobył się tylko na słowo pogróżki:
— Idź na zbity łeb, gałganie! Jeszcze z sobą pogadamy!
Szwejk poszedł za stację, a porucznik Dub ochłonąwszy nieco, poszedł za nim. Za stacją, tuż przy szosie, stał szereg kramików w postaci głębokich cebrów ustawionych dnem do góry, na tych dnach leżały koszałki, w koszałkach były różne niewinne przysmaki, jakie zazwyczaj kupują dzieci szkolne. Były tam karmelki i cukierki różnych kształtów i rozmiarów, a także kawałki ciemnego chleba z plasterkami salami, najniewątpliwiej końskiego pochodzenia. Ale pod cebrami stały butelki z różnymi napojami alkoholowymi: z koniakiem, arakiem, jarzębinówką i z innymi likierami i wódkami.
Tuż za rowem przydrożnym znajdowała się buda i właśnie w tej budzie załatwiano wszystkie niedozwolone trasakcje alkoholowe.
Żołnierze umawiali się o wszystko przy kramikach, po czym Żyd wyjmował spod niewinnego cebra butelkę z wódką i pod kapotą przenosił ją do owej budy, gdzie znowu żołnierz chował ją w kieszeń u spodni lub pod bluzę.
Do jednego z tych kramików poszedł także Szwejk, nie wiedząc, że jest śledzony przez detektywa tak utalentowanego, jak porucznik Dub.
Transakcję załatwił Szwejk natychmiast przy pierwszym kramiku. Kupił sobie naprzód cukierków, zapłacił je i schował do kieszeni, przy czym słyszał oczywiście, co mu mówił Żydek:
Schnaps hab ich auch, gnädiger Herr Soldat.
Targ był krótki. Szwejk wszedł do budy, ale nie śpieszył się z płaceniem, dopóki Żyd butelki nie otworzył i nie dał