Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/666

Ta strona została skorygowana.

mu skosztować. Był wszakże z koniaku zadowolony, zapłacił i schowawszy butelkę pod bluzą, wracał na stację.
— Gdzieś ty się włóczył, łobuzie? — zapytał porucznik Dub, zastępując mu drogę.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że kupiłem sobie cukierków. — Szwejk sięgnął do kieszeni i wyjął garść zakurzonych cukierków. — Gdyby się pan lejtnant nie brzydził... Ja już próbowałem, są nienajgorsze. Mają taki przyjemny, osobliwy smak, jakby były nadziewane powidłami, panie lejtnant.
Pod bluzą widać było obłe kształty butelki. Porucznik Dub poklepał Szwejka po bluzie:
— Co ty tu niesiesz, łobuzie jeden? Pokaż no!
Szwejk wyjął spod bluzy butelkę z złocistym płynem i z niedwuznaczną etykietą: „Cognac“.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk nie tracąc równowagi — że do tej butelki od koniaku nabrałem trochę wody do picia. Po tym gulaszu, cośmy go wczoraj jedli, mam jeszcze ciągle straszliwe pragnienie. Tylko że woda w tamtej pompie, jest, jak pan widzi, taka żółtawa, widać żelazista. Takie żelaziste wody są bardzo zdrowe i pożyteczne.
— Jeśli masz takie pragnienie, Szwejku — rzekł porucznik Dub, uśmiechając się szatańsko i przedłużając scenę, którą zdaniem jego Szwejk przegrać musiał — to się napij, ale porządnie. Wypij wszystko od razu!
Porucznik Dub był przekonany, że po paru łykach Szwejk nie będzie mógł pić dalej, a wówczas on, porucznik, zatriumfuje nad nim i powie:
— Podaj i mnie butelkę, abym się napił, bo i ja mam pragnienie.
Co za minę zrobi w takiej chwili ten gałgan i jak się będzie kręcił, gdy zostanie na niego złożony raport!