Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/668

Ta strona została skorygowana.

wym, tajemniczymi znakami wyciągnął nadporucznika Lukasza na dwór i zameldował mu:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że za piąć, a najdalej za dziesięć minut będę kompletnie pijany i będę leżał w swoim wagonie, więc proszę pana, żeby pan mnie przynajmniej przez trzy godziny nie wołał i nie udzielał mi żadnego rozkazu, dopóki się nie wyśpię. Wszystko w porządku, ale mnie przyłapał pan porucznik Dub, powiedziałem mu, że to woda, więc musiałem przed nim tę całą butelkę koniaku wypić, żeby go przekonać, że to woda. Wszystko jest więc w porządku, niczego nie zdradziłem, jak mi to pan oberlejtnant nakazał, i byłem bardzo ostrożny, ale teraz czuję już, że mi nogi drętwieć zaczynają. Oczywiście, posłusznie melduję, że jestem do picia przyzwyczajony, bo z panem feldkuratem Katzem...
— Idź precz, bestio! — krzyknął nadporucznik Lukasz, ale bez cienia gniewu. Natomiast porucznik Dub stał mu się daleko nienawistniejszym, niż dotąd.
Szwejk wlazł ostrożnie do swego wagonu i układając się na swoim płaszczu i tobołku, rzekł do sierżanta rachuby i do innych:
— Pewnego razu schlał się jeden człowiek i prosił, żeby go nie budzili...
Po tych słowach przewrócił się na drugi bok i zaczął chrapać.
Gazy, jakie wydzielał jego organizm, szybko napełniły cały wagon. Kucharz Jurajda pociągał nosem i delektując się zapachem, zadeklarował:
— Psiamać, tu koniak pachnie.
Przy składanym stole siedział jednoroczny ochotnik Marek, który po szeregu najróżniejszych przejść dochrapał się do stanowiska kronikarza batalionu.
W tej chwili opisywał na zapas bohaterskie czyny batalionu, a po jego minie było widać, iż spojrzenie w przyszłość sprawia mu przyjemność.