Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/687

Ta strona została skorygowana.

wany telegrafista Chodounsky i pytał go, czy aby naprawdę nie miał jakich sprawek z gospodyniami na worach z mąką, na co Baloun wymachując rękoma odpowiedział:
— Na takie rzeczy byłem za głupi.
Szeregowców zawiadomiono, że obiad będzie za Palotą w Łupkowskim przesmyku. Istotnie, wyruszyli do Mezzo Laborczy: sierżant rachuby batalionu z kucharzami kompanii i z porucznikiem Cajthamlem, który zajmował się gospodarstwem batalionu. Czterech szeregowców dodano im jako patrol.
Powrócili w niespełna pół godziny z trzema wieprzami uwiązanymi za zadnie łapy i z ryczącą rodziną podkarpackiego Rusina, któremu wieprze zarekwirowano, oraz z otyłym wojskowym lekarzem z baraku Czerwonego Krzyża, który bardzo gorliwie tłumaczył coś porucznikowi Cajthamlowi wzruszającemu ramionami.
Przed wagonem sztabowym spór stał się bardzo ostry, gdy lekarz wojskowy zaczął przekonywać kapitana Sagnera, że wieprze te przeznaczone są dla szpitala Czerwonego Krzyża, o czym jednakże chłop nie chciał nic wiedzieć, domagał się, aby mu jego wieprze oddano, wywodził, że to jego ostatnie mienie i że stanowczo nie może je oddać za tę cenę, jaką mu wypłacono.
Przy tych słowach wtykał kapitanowi Sagnerowi pieniądze, jakie otrzymał za wieprze, zaś gospodyni trzymała kapitana za drugą rękę i obcałowywała ją z uniżonością, jaką kraj ten zawsze się wyróżniał.
Kapitan Sagner nie wiedział, co ma robić, i dopiero po chwili udało mu się odepchnąć starą gospodynię. Nie na wiele to się przydało, bo zamiast niej opadły go młode siły, które także rzuciły się do obcałowywania jego rąk.
Porucznik Cajthaml wywodził przy tym tonem zgoła kupieckim:
— Ten drab ma jeszcze dwanaście świń i otrzymał zapłatę zgodnie z ostatnim rozkazem do dywizji numer 12420, część