Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/694

Ta strona została skorygowana.

Podszedł więc do tej grupy.
— Co tu się stało? — zapytał porucznik Dub głosem surowym, stając prosto przed Szwejkiem.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk za wszystkich — że się przypatrujemy.
— A czemu wy się tu przypatrujecie? — wrzasnął porucznik Dub.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że patrzymy z nasypu na dół.
— A kto wam na to pozwolił?
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że takie jest życzenie naszego pana obersta Schlagera z Brucku. Gdy odjeżdżaliśmy na front, a on się z nami żegnał, to w przemówieniu swoim wezwał nas, żebyśmy się wszystkiemu dobrze przypatrywali, gdy będziemy przejeżdżali przez opuszczone pobojowiska, żebyśmy wiedzieli, jak to się tam wojowało i żebyśmy się z tego uczyli. Więc my teraz patrzymy, panie lejtnant, na ten rów i widzimy, ile to różnych rzeczy musi poodrzucać żołnierz uciekający. My tu widzimy, panie lejtnant, jakie to głupie gdy żołnierz zabiera z sobą różne rzeczy niepotrzebne i dźwiga nad siły. Zmęczy się takim dźwiganiem, gdy wlecze tyle tobołów i potem nie może lekko wojować.
Porucznikowi Dubowi błysnęła nagle iskierka nadziei, że nareszcie zdoła może pociągnąć Szwejka przed sąd połowy za propagandę antymilitarną, więc zapytał go prosto z mostu:
— Więc wy sądzicie, że żołnierz powinien zarzucać patrony, które tu leżą, albo i bagnety, które tam widzimy?
— O, bynajmniej, posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk, uśmiechając się przyjemnie. — Raczy pan porucznik spojrzeć tutaj w rów na ten zarzucony nocnik blaszany.
Istotnie, pod nasypem wyzywająco leżał nocnik z pootłukiwaną emalią, zżarty rdzą, a dokoła niego pełno było, jakichś potłuczonych garów, które to naczynia nie nadające się