Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/698

Ta strona została skorygowana.

stanowiska całego pierdoły brak porucznikowi Dubowi 50 procent.
Wracając do swego wagonu, Szwejk myślał o tych rzeczach i zgoła niespodzianie spotkał się z pucybutem porucznika Duba, Kunertem, który twarz miał spuchniętą i coś tam bełkotał, że akurat spotkał się ze swoim porucznikiem, który bez najmniejszego powodu obił go po twarzy za to, że jakoby wdaje się ze Szwejkiem.
— W takim razie — rzekł Szwejk z dostojeństwem — pójdziemy do raportu. Austriacki żołnierz powinien dać się bić po gębie tylko w określonych wypadkach. Ale ten twój Dub przekroczył wszelkie granice, jak mawiał stary Eugeniusz Sabaudzki: „Stąd — dotąd“. Więc teraz sam musisz iść do raportu, a jeśli nie pójdziesz, to i ode mnie dostaniesz po gębie, żebyś wiedział, co to jest dyscyplina w armii. W karlińskich koszarach mieliśmy niejakiego lejtnanta Hausnera, a ten lejtnant też miał bursza, którego bił po twarzy i kopał. Pewnego razu ten bursz był tak mocno obity po twarzy, że zgłupiał z tego wszystkiego i stanął do raportu, a przy raporcie meldował, że został skopany, bo mu się wszystko w głowie poplątało, a jego pan bez trudu dowiódł, że ten bursz kłamie, bo go owego dnia nie skopał, lecz tylko obił po twarzy, więc zacnego pucybuta za fałszywe oskarżenie wsadzili na trzy tygodnie do paki.
— Ale to nie ma nic do rzeczy — mówił Szwejk dalej — bo to wszystko jedno, jak mawiał medyk Houbiczka, czy w patologicznym istytucie krajesz człowieka, który się powiesił, czy też takiego, który się otruł. Pójdę z tobą. I w mordobiciu musi być umiarkowanie.
Kunert zgłupiał do reszty i ruszył ze Szwejkiem ku wagonowi sztabowemu. Porucznik Dub wyglądał akurat oknem i wrzasnął:
— Czego tu szukacie jeden z drugim, wy draby?