Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/708

Ta strona została skorygowana.

Przeznaczenie było rzeczywiście nieubłagane. Butelka krążyła z rąk do rąk, pomimo protestów sierżanta rachuby Wańka, który twierdził, że koniak trzeba pić kubkiem i że należy podzielić się nim sprawiedliwie, bo wszystkich jest pięciu, więc przy takiej nieparzystej liczbie łatwo może się zdarzyć, iż ten albo ów pociągnie o łyk więcej, niż mu się należy.
Na to odpowiedział Szwejk:
— Całkiem słusznie. Jeśli pan Waniek chce mieć liczbę parzystą, to niech się wyłączy ze spółki, a będzie po sporach i kłopotach.
Waniek cofnął więc swój projekt i zaproponował, aby ofiarodawca Jurajda ustawił się tak, iżby miał możność napić się dwa razy, co wywołało burzę protestów, bo ofiarodawca już się raz napił, próbując koniak przy otwieraniu butelki.
Wreszcie przyjęty został projekt jednorocznego ochotnika Marka, żeby pić podług abecadła, uzasadniając to tym, że i w nazwisku też jest niejakie przeznaczenie.
Resztę koniaku dopił Chodounsky, który był pierwszy według abecadła. Towarzyszyło mu gniewnie spojrzenie Wańka, który liczył na to, że ponieważ jest ostatnim, więc będzie miał o jeden łyk więcej, co oczywiście było grubym błędem matematycznym, bo łyków było dwadzieścia i jeden.
Potem grali w stukułkę, a jednoroczniak Marek wygłaszał mnóstwo głębokich sentencyj przy kupowaniu kart. Kiedy zaś wytykano mu jakąś niedokładność, odpowiedział wesołą filozoficzną przypowiastką, z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni.
Jednoroczny ochotnik Marek miał wyjątkowe szczęście w kartach. Podczas gdy inni przebijali swoje atuty, on miał zawsze kartę wyższą i bił wszystkich, tak że wpadali jeden za drugim. Naprzykrzyła im się wreszcie gra, więc grać przestali, gdy telefonista Chodounsky oświadczył, że przegrał swój żołd za całe półrocze naprzód. Był tym bardzo zgnębiony, a Marek