Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/719

Ta strona została skorygowana.

— To ma być — zaświadczenie? U — nas — żadne — zaświadczenie — nic — nie znaczy. Teraz — jest — wojna — a nie — szkoła. — No, bratku — złapaliśmy — cię — w burdelu — co? Chodź — no tu — Szwejku — bliżej — dostaniesz — po — pysku. W którym — roku — Filip — Macedoński — pobił — Rzymian — tego — nie — wiesz — ty — ogierze!
— Posłusznie melduję, parne lejtnant — nastawał Szwejk nieubłaganie dalej — że to jest najwyższy rozkaz z brygady, że panowie oficerowie mają się ubrać i pójść na konferencję batalionową, bo ruszamy w pole, a teraz ma być zadecydowane, która kompania będzie strażą przednią, boczną lub tylną. Teraz będzie o tym mowa, a ja sądzę, że i pan lejtnant powinien zabrać głos w tej sprawie.
To dyplomatyczne przemówienie trochę porucznika Duba oprzytomniło. Zaczynał się orientować, że jednak nie jest w koszarach, ale dla pewności zapytał:
— Gdzież to ja jestem?
— Raczy pan się znajdować w burdelu, panie lejtnant. Ludzie bowiem różnymi chadzają drogami.
Porucznik Dub odsapnął ciężko, wstał z kanapy i zaczął zbierać części swego uniformu, przy czym Szwejk mu pomagał. Gdy porucznik był już ubrany, wyszli obaj razem z pokoju, ale po chwili Szwejk wrócił i nie zwracając uwagi na pannę Ellę, która z nieszczęśliwej miłości natychmiast układała się w łóżku, wypił resztę jarzębinówki i pośpieszył za porucznikiem.
Na ulicy znowu wódka uderzyła porucznikowi Dubowi do głowy, ponieważ był wielki upał. Opowiadał Szwejkowi największe głupstwa bez jakiegokolwiek związku. Mówił że w domu ma markę pocztową helgolandzką i że natychmiast po maturze poszli z kolegami grać w billard i nie ukłonili się wychowawcy klasowemu. Przy każdym zdaniu dodawał:
— Sądzę, że mnie nieżycie rozumiecie.