Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/728

Ta strona została skorygowana.

zapał wojenny, wychylił się z dwukółki i zaczął ryczeć w te kłęby kurzu:
— Żołnierze! Nasze wzniosłe zadanie jest trudne, oczekują nas ciężkie marsze, najróżniejsze niedostatki, braki wszystkiego i różne udręki. Ale z całkowitym zaufaniem oczekuję od was dowodów wytrwałości i siły woli.
— Ach ty wole! — mruknął Szwejk w odpowiedzi na to wezwanie.
Porucznik Dub improwizował dalej:
— Dla was, żołnierze, żadna przeszkoda nie jest tak wielką, byście nie zdołali jej pokonać. Jeszcze raz, żołnierze, powtarzam wam, że nie prowadzę was ku zwycięstwu łatwemu. Twardy to dla was będzie orzech do zgryzienia, ale wy go zgryziecie. A dzieje wieków głosić będą waszą chwałę.
— Jest to cnota nad cnotami... — deklamował Szwejk.
Porucznik Dub na chwilę zamilkł, jakby właśnie chciał uprawiać cnotę trzymania języka za zębami, ale w rzeczywistości zaczął womitować i dopiero gdy mu trochę ulżyło, wrzasnął z całej siły:
— Żołnierze naprzód! — Natychmiast wszakże opadł z powrotem na tobołek telegrafisty Chodounskiego i spał bez przerwy aż do Turowej-Wolskiej, gdzie go wreszcie zbudzono i ściągnięto z wozu na rozkaz nadporucznika Lukasza, który miał z nim uciążliwą i długą rozmowę. Porucznik otrzeźwiał ostatecznie tak dalece, że zdołał oświadczyć:
— Logicznie rzeczy biorąc, zrobiłem głupstwo, ale naprawię je w obliczu nieprzyjaciela.
Musiał jednak nie być jeszcze całkiem trzeźwy, bo oddalając się od swego oddziału, rzekł do nadporucznika Lukasza:
— Jeszcze wy mnie nie znacie, ale poznacie mnie!
— Niech pan się poinformuje u Szwejka o tym wszystkim, co pan wyrabiał.
Przed udaniem się więc do swego oddziału, porucznik Dub