Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/759

Ta strona została skorygowana.

wrzeszczał dalej domniemany policjant. — Wstydź się pan, jeśli pan jesteś takim jakimś radcą namiestnictwa, a na ulicy zachowuje się pan jak łobuziak. Przyglądam się panu już dość dawno, jak pan walił laską w spuszczane drzwi sklepów spotykanych po drodze i jeszcze panu ta pani, jak pan mówi, małżonka, pomagała. — Przecież ja nawet żadnej laski nie mam, jak pan widzi. To widać szedł tu ktoś przed nami. — Jak pan może mieć laskę, skoro ją pan przetrącił tam na rogu o tę babę, która po gospodach roznosi pieczone kartofle i kasztany. — Ta pani radczyni nawet płakać nie mogła z tego wszystkiego, a pan radca taki był wzburzony, że zaczął mówić coś o hultajstwie, za co został aresztowany i zaprowadzony do najbliższego posterunku policyjnego przy ulicy Salma. Ten niby starszy strażnik kazał tych państwa zaprowadzić do komisariatu i powiedział, że sam jest z dzielnicy św. Jindrzycha i przy obchodzie służbowym przyłapał tę dwójkę na zakłócaniu ciszy nocnej, przy bijatyce, a w dodatku ludzie ci dopuścili się obrazy władz. On sam załatwi, co ma załatwić, i za godzinę przyjdzie do komisariatu przy ulicy Salma. Więc policja zabrała tych państwa i zaprowadziła do komisariatu, gdzie siedzieli do samego rana i czekali na tego starszego strażnika, który tymczasem, klucząc, powrócił „Pod kielich“ na boisku, zbudził starszego strażnika Hubiczkę, delikatnie powiedział mu, co się stało i jakie dochodzenie dyscyplinarne czeka na niego, jeśli nie będzie milczał...
Nadporucznik Lukasz zdał się być zmęczony opowiadaniem Szwejka, ale zanim żwawszym kłusem ruszył dalej, aby dotrzeć do czoła kolumny, rzekł do Szwejka:
— Choćbyście gadali, mój Szwejku, do samego wieczora, to gadanie wasze byłoby tylko coraz głupsze.
— Panie oberlejtnant — wołał Szwejk za odjeżdżającym nadporucznikiem — czy nie życzy pan sobie dowiedzieć się, jak to się skończyło?
Nadporucznik popędził tym żwawiej.