Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/810

Ta strona została skorygowana.

Był mocno przekonany, że odpowiedź nadejdzie niebawem, ale pomimo to sąd nie odbędzie się z tą piorunującą szybkością, jaką wszystkie jego sądy się wyróżniały. A potem trzeba jeszcze zostawić trochę czasu duchownemu dla udzielenia pociechy religijnej skazańcowi i wykonanie wyroku odwlecze się niepotrzebnie o jakie dwie godziny.
— Zresztą to wszystko jedno — pomyślał generał Fink — pociechy religijnej możemy udzielić mu z góry, zanim jeszcze przyjdzie odpowiedź z brygady. Wisieć będzie tak, czy owak.
Generał Fink kazał wezwać do siebie kapelana polowego Martineca.
Był to nieszczęsny katecheta i wikary z jakiejś zapadłej mieściny morawskiej. Miał takiego niegodziwego proboszcza, że wolał pójść do wojska. Był to człowiek szczerze religijny, który z żalem w sercu wspominał o swoim proboszczu, zdaniem jego powoli, ale stale zbliżającym się ku wiekuistemu potępieniu. Przypominał sobie, że jego proboszcz śliwowicę żłopał jak tęcza i że razu pewnego usiłował wepchnąć mu do łóżka jakąś włóczącą się Cygankę, którą spotkał na drodze, gdy nocą wracał do domu z winiarni.
— Jasiu, Jasiu, taka pulchna dziewczynka, to uciecha nad uciechami!
Nadzieje jego się nie spełniły. Przerzucali go z garnizonu do garnizonu, gdzie w ogóle nie miał nic do czynienia, chyba że co jakie dwa tygodnie wygłaszał kazanie dla żołnierzy, a sam ćwiczył się, aby mógł stawiać czoło pokusom wychodzącym z kasyna oficerskiego, gdzie gadano o takich sprawach, że pulchniutka dziewczyna proboszcza była po prostu niewinną modlitwą do anioła stróża.
Zazwyczaj wzywany był do generała Finka w czasach wielkich operacyj bojowych, gdy miano obchodzić jedno z wielkich zwycięstw armii austriackiej. W takich razach generał Fink organizował uroczyste msze polowe z takim samym zamiłowaniem, z jakim przystępował do sądów polowych.