Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/822

Ta strona została skorygowana.

wiem. Kiedy mieszkałem przy ulicy Opatowickiej, to miałem kolegę, Faustyna, odźwiernego w hotelu. Był to człowiek bardzo zacny, sprawiedliwy i można rzec, uczynny. Znał wszystkie dziewczęta z ulicy i można było na nim polegać nawet w ciemnościach nocnych godzin. Wystarczyło rzec: — Panie Faustynie, potrzebna mi jest panienka — a on natychmiast jak najsumienniej wypytał, o co chodzi: blondynka, brunetka, mała, duża, smukła, otyła, Niemka, Czeszka, Żydówka, panna, rozwódka, mężatka, inteligentna, głupia?
Szwejk przytulił się poufale do feldkurata i obejmując go ramieniem, mówił dalej:
— Dajmy na to, że pan feldkurat powiedziałby: — Proszę o blondynkę biedrzatą, wdowę, bez inteligencji — a po upływie minut dziesięciu miałby ją pan w łóżku razem z metryczką.
Feldkuratowi zaczynało być ciepło, ale Szwejk mówił dalej, tuląc go do siebie jak matka rodzona:
— Rzadko trafił się człowiek tak dbający o uczciwość i moralność, jak wyżej wymieniony Faustyn. Od tych kobiet, które stręczył i dostarczał panom w pokojach, nie przyjął ani grosza, a jeśli czasem która z nich zapomniała się i chciała mu podsunąć napiwek, to bywał bardzo oburzony i zaczynał krzyczeć: — Ty, świnio jedna, która handlujesz ciałem swoim i dopuszczasz się grzechu śmiertelnego, nie wyobrażaj sobie, że lecę na twoich parę groszy! Ja nie jestem stręczycielem, ty dziewko bezwstydna! Ja wszystko robię tylko przez współczucie dla ciebie, skoro już upadłaś tak nisko, żebyś nie musiała hańbą swoją świecić ludziom w oczy i żeby cię w nocy nie zaaresztował patrol i musiałabyś potem siedzieć trzy dni w komisariacie! Przynajmniej odbywa się wszystko w sekrecie i nikt nie potrzebuje wiedzieć, że się puściłaś na lekki chleb! — On sobie tę moralność wynagradzał na gościach, bo od tych kobiet nie chciał brać wynagrodzenia, niby jaki pastuch. Miał swoją taksę: za niebieskie oczy liczył dziesiątkę,