Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/823

Ta strona została skorygowana.

za czarne piętnaście grajcarów, a on wyliczał wszystko szczegółowo, jak się to robi na każdym rachunku, i przedstawiał gościowi. Ceny jego były bardzo przystępne. Za kobietę bez inteligencji przypisywał sobie dodatek dziesięciu grajcarów, ponieważ był przekonany, że takie nieuczone stworzenie ucieszy gościa daleko lepiej niż wykształcona dama. Pewnego razu ku wieczorowi przyszedł do mnie pan Faustyn na ulicę Opatowicką, ogromnie wzburzony i nieswój, jakby go akurat byli wyciągnęli spod ramy ochronnej tramwaju elektrycznego i jakby mu przy tej sposobności ktoś był ukradł zegarek. Zrazu nic nie mówił, ale wyjął z kieszeni butelkę araku, napił się, podał i mnie i mówi: — Pij! — Nie mówiliśmy nic i piliśmy po kolei. Dopiero gdy butelka była pusta, odezwał się nagle: — Kolego bądź taki dobry i wyświadcz mi grzeczność. Otwórz okno od ulicy, ja siądę na parapecie, ty złapiesz mnie za nogi i zrzucisz mnie z trzeciego piętra na dół. Ja od życia nie chcę już niczego, pozostała mi już tylko ta ostatnia pociecha, że mam zacnego towarzysza, który mnie zgładzi z tego świata. Ja już dalej żyć nie chcę, bo mnie, człowieka uczciwego, oskarżono o stręczycielstwo, jak jakiego pierwszego lepszego gałgana. Nasz hotel jest przecie pierwszorzędny, wszystkie trzy pokojówki i moja żona mają książki w porządku i nie są winne panu doktorowi ani grosza. Jeśli masz dla mnie choć troszkę przyjaźni, zrzuć mnie z trzeciego piętra, udziel mi tej ostatniej pociechy. — Rzekłem mu, żeby więc wygodnie usiadł na parapecie okna, i zrzuciłem go na ulicę. Ale niech się pan feldkurat nic nie boi.
Szwejk wlazł na pryczę, przy czym pociągnął za sobą feldkurata:
— Niech pan patrzy, panie feldkurat, tak go złapałem i bęc! Spuściłem go na dół całkiem gładko.
Szwejk podniósł feldkurata, zsunął go na podłogę i podczas gdy wystarszony Martinec powstawał, Szwejk mówił obrazowo dalej: