Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/829

Ta strona została skorygowana.

wnicy dokoła niego podrzemywali w najróżniejszych pozycjach.
Major, w czapce na bakier, narobił takiego piekła, że wszystkim od razu odechciało się ziewać, a twarze żołnierzy nabrały wyrazu takiego osobliwego grymasu, że majorowi wydawało się, iż to nie żołnierze spoglądają ku niemu, ale stado śmiejących się małp.
Walił pięścią w stół i ryczał na sierżanta:
— Wy, niedołęgo jeden! Czy nie mówiłem wam już tysiąc razy, że wasi szeregowcy to zafajdana świńska banda!? — Zwracając się do wystraszonych piechurów krzyczał: — Żołnierze! Z waszych oczu bije bałwaństwo, nawet gdy śpicie, a gdy was zbudzić ze snu, to macie, wy draby, takie miny, jakby każdy z was zeżarł wagon dynamitu.
Wygłosił następnie długie i wydatne kazanie o obowiązkach żołnierzy strażujących i wreszcie kazał sobie natychmiast otworzyć izbę aresztu Szwejka, bo musi poddać delikwenta przesłuchaniu.
W taki więc sposób dostał się pan major w nocy do celi Szwejka.
Przyszedł do niego w takim stanie, gdy wszystko, jak to się mówi, uleżało się w nim. Ostatnim jego wybuchem był rozkaz, aby mu oddano klucze aresztu.
Sierżant zastrzegł się przeciwko temu jakimś ostatnim rozpaczliwym przypomnieniem sobie swoich obowiązków, co na majorze wywarło wrażenie wprost ogromne i oszałamiające.
— Ach ty, zafajdana świńska bando — krzyczał na dziedzińcu — nauczyłbym ja was moresu, gdybyście mi oddali klucze!
— Posłusznie melduję — odpowiedział sierżant — że jestem obowiązany zamknąć pana majora razem z delikwentem i dla bezpieczeństwa pańskiego postawić przy drzwiach warto-