Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/856

Ta strona została skorygowana.

Melde gehorsam, Infanterist Szwejk, Kompanieordonanz 11 Marschkompanie!
Widząc zdziwione twarze kapitana Sagnera i nadporucznika Lukasza, których opanowywała jakaś cicha rozpacz, nie czekał Szwejk na pytanie i zawołał:
— Posłusznie melduję, że chcieli mnie rozstrzelać za to, że miałem zdradzić najjaśniejszego pana!
— Jezus Maria, Szwejku! Co też wy wygadujecie?! — krzyknął nadporucznik Lukasz, blednąc.
— Posłusznie melduję, że to było tak, panie oberlejtnant...
I Szwejk zaczął szczegółowo opowiadać, jak to się stało.
Wszyscy spoglądali na niego oczyma wytrzeszczonymi, on zaś nie zapominał o najdrobniejszych szczegółach i przytoczył nawet takie spostrzeżenie: na grobli tego stawu, nad którym przytrafiła mu się owa przygoda, kwitły niezapominajki. Potem wymieniał nazwiska tatarskie tych ludzi, z którymi spotkał się podczas swej wędrówki, jak na przykład Halimulabalibej, a do tego nazwiska dodał cały szereg nazwisk zmyślonych: Waliwulawaliwej, Malimulamalimej itd. Nadporucznik Lukasz nie wytrzymał i zawołał na Szwejka:
— Ach ty bydlę głupie! Gadaj krótko i zwięźle, bo cię kopnę!
Ale Szwejk mówił dalej z wielką szczegółowością, a gdy doszedł w swym opowiadaniu do sądu polowego i mówił o sędziach, dodał, że generał zezował na lewe oko, a major miał oczy niebieskie.
Dowódca dwunastej kompanii, Zimermann, rzucił w Szwejka garnuszkiem, z którego pił mocną wódkę, kupowaną u Żyda.
Szwejk opowiadał dalej całkiem spokojnie o tym, jak następnie doszło do pociechy religijnej i jak pan major spadł w jego objęciach. Potem świetnie obronił brygadę, do której został wyprawiony, gdy batalion upominał się o niego jako zaginionego. Wreszcie złożył kapitanowi Sagnerowi dokumen-