Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/857

Ta strona została skorygowana.

ty, z których okazało się, że przez tę wysoką instancję został uwolniony od jakiejkolwiek odpowiedzialności i oczyszczony z podejrzeń.
— Pozwalam sobie posłusznie zameldować — zakończył swoje sprawozdanie — że pan lejtnant Dub znajduje się w brygadzie ze wstrząśniętym mózgiem i wszystkich panów kazał pięknie pozdrowić. Proszę o żołd i pieniądze na tytoń.
Kapitan Sagner i nadporucznik Lukasz wymienili z sobą pytające spojrzenia, ale w tej chwili otworzyły się drzwi i żołnierze wnieśli w dużym kociołku dymiącą polewkę podgardlankową.
Był to początek wszystkich tych rozkoszy, jakie czekały tego wieczoru zebranych na plebanii oficerów.
— Ach ty przeklęty włóczęgo! — zawołał kapitan Sagner, będący w ogromnie dobrym usposobieniu przed nastającymi uciechami. — Żebyś sobie zapamiętał, że cię uratowała tylko ta świńska wyżerka!
— Szwejku — dodał do tego nadporucznik Lukasz — jeśli stanie ci się jeszcze coś podobnego, to będzie z tobą źle.
— Posłusznie melduję, że ze mną musi być źle — zasalutował Szwejk — bo gdy człowiek jest na wojnie, to powinien wiedzieć i rozumieć...
— Zniknij! — ryknął na niego kapitan Sagner.
Szwejk znikł i zeszedł na dół do kuchni. Wrócił tam także zgnębiony Baloun i prosił, aby mu pozwolono obsługiwać przy uczcie nadporucznika Lukasza.
Szwejk wszedł akurat w chwili, gdy rozpoczynała się polemika między kucharzem Jurajdą a Balounem.
W sporze Jurajda używał wyrazów dość niezrozumiałych.
— Jesteś mogoł nienażarty — rzekł do Balouna — żarłbyś aż do potów, a gdyby ci dać podgardlanek dla nadporucznika, to byś się z nimi migdalił na schodach.
Kuchnia miała teraz całkiem inny wygląd. Sierżanci rachuby batalionów i kompanij obżerali się według stopni