Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/860

Ta strona została skorygowana.

Więc myślę sobie — narzekał Baloun — że jeśli kula mnie ominie, to głód mnie dobije i że już nigdy w życiu nie stanę twarzą w twarz wobec brytfanny takiego podgardlankowego nadzienia, jakie robili u nas w domu. — Zimnych nóżek nie lubiłem, prawdę powiedziawszy, bo to się tylko trzęsie na języku i nie pożywi człeka. A znowuż moja żona byłaby za zimnymi nóżkami poleciała na koniec świata. Ale ja nie dałem jej do zimnych nóżek nawet kawałka ucha, bo wszystko chciałem sam pożreć i wybierałem to, co mi najlepiej smakowało. Nie szanowałem tego dobrobytu i tego szczęścia, a teściowi, dożywociarzowi, odmówiłem wieprzka, który mu się należał, sam go zabiłem i sam zeżarłem i jeszcze do tego wszystkiego byłem zbyt chciwy, żeby temu staremu poczciwcowi posłać choć kawałeczek czegoś dobrego. I on mi właśnie potem prorokował, że kiedyś zdechnę z głodu.
— No i już zdychasz, bratku — rzekł Szwejk:, który uważnie przysłuchiwał się opowiadaniu Balouna.
Kucharza Jurajdę opuścił już nagły napad współczucia dla Balouna, ponieważ ten przysunął się zręcznie ku piecowi, dobył kawał chleba i chciał go zanurzyć w sosie, który na wielkiej brytfannie opływał dokoła olbrzymią połać pieczeni wieprzowej.
Jurajda uderzył Balouna w rękę, tak że jego chleb wpadł do sosu tak zamaszyście jak pływak skaczący z mostu w rzekę.
Nie pozostawiając mu czasu, aby mógł wyjąć przysmak z brytfanny, Jurajda schwycił go za kark i wyrzucił za drzwi.
Zgnębiony Baloun widział jeszcze przez okno, jak Jurajda widelcem wyławia ten kawał chleba, który nasiąkszy sosem był cały rumiany, i jak podaje go Szwejkowi razem z kawałkiem pieczeni, skrojonej z wierzchu, mówiąc:
— Jedz, mój skromny przyjacielu!
— Panienko Przenajświętsza — biadał za oknem Baloun — mój chleb w prewecie!