Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/863

Ta strona została skorygowana.

Mal’y śpiewał arię z Trawiaty, bekając przy tym po kapuście i tłustym mięsie.
Gdy porucznik Dub wkroczył do kuchni, Szwejk zakomenderował:
Habacht! — Wszyscy wstać!
Porucznik Dub podszedł do samego Szwejka i wrzasnął mu prosto w nos:
— Teraz możesz się cieszyć, ty drabie! Koniec z tobą i amen! Każę cię wypchać na pamiątkę dla 91 pułku.
Zum Befel, panie lejtnant — zasalutował Szwejk. — Pewnego razu czytałem, posłusznie melduję, że była wielka bitwa i że w tej bitwie poległ jakiś szwedzki król razem z koniem. Obie padliny wyprawiono do Szwecji i teraz te dwa trupy stoją wypchane w muzeum w Sztokholmie.
— Skąd masz takie wiadomości, ty parobku? — wrzasnął porucznik Dub.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że od swego brata, profesora.
Porucznik Dub odwrócił się, splunął i popychając przed sobą kadeta Bieglera, zamierzył ku sieni, przez którą szło się na górę. Ale nie wytrzymał, obrócił się we drzwiach i z nieubłaganą surowością rzymskiego cezara, decydującego o losach gladiatora zranionego w cyrku, zrobił gest kciukiem prawej dłoni i krzyknął na Szwejka:
— Palce na dół!
— Posłusznie melduję — krzyczał za nim Szwejk, że już są na dole!
Kadet Biegler był słaby jak mucha. Przeszedł w ciągu niedługiego czasu przez kilka stacyj cholerycznych i po wszystkich manipulacjach, które przedsiębrano wobec niego jako podejrzanego o cholerę, przyzwyczaił się całkiem nieświadomie popuszczać czasami w spodnie. Aż wreszcie dostał się w ręce jakiegoś porządnego specjalisty pewnej stacji cholerycznej, gdzie nie znaleziono w jego wydalinach żadnych