nie miało zrazu, gdy wyjechali, żadnego wpływu na kadeta Bieglera.
Porucznik Dub był wprost zrozpaczony, że nie uda mu się przeprowadzić zamierzonego planu zemsty. Gdy bowiem ruszyli w drogę, porucznik Dub myślał w duchu:
— Czekaj, kadecie Biegler! Jeśli przytrafi ci się coś takiego, nie myśl, że każę zatrzymać auto na pierwsze twoje życzenie.
W tym też celu prowadził miłą rozmowę, o ile pozwalała na nią szybkość, z jaką łykali kilometry, i wywodził, że automobile wojskowe, mające wyznaczoną marszrutę, nie mogą trwonić benzyny i zatrzymywać się po drodze.
Kadet Biegler odpowiedział na to całkiem trafnie, że gdy automobil stoi i czeka na kogoś, to w ogóle nie potrzebuje benzyny, ponieważ szofer wyłącza motor.
— Jeśli w czasie oznaczonym ma się przybyć na właściwe miejsce — wywodził dalej porucznik Dub — to nie wolno zatrzymywać się nigdzie.
Na to kadet Biegler wcale nie odpowiedział.
Tak cięli powietrze przez jaki kwadrans, gdy wtem porucznik Dub poczuł, że ma jakoś dziwnie rozdęte brzucho i że dobrze byłoby zatrzymać auto, wysiąść, wleźć do rowu, zdjąć spodnie i szukać ulgi.
Trzymał się po bohatersku aż do 126 kilometru, ale wreszcie pociągnął szofera energicznie za płaszcz i wrzasnął mu do ucha:
— Halt!
— Kadecie Biegler — rzekł łaskawie porucznik Dub, zeskakując z auta i co rychlej pędząc do rowu — teraz masz pan sposobność. Korzystaj pan.
— Dziękuję — odpowiedział kadet Biegler — nie chcę na próżno zatrzymywać auta.
A chociaż kadet Biegler całą siłą woli musiał panować nad swoimi zdemoralizowanymi kiszkami, to jednak powie-
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/868
Ta strona została skorygowana.