Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/874

Ta strona została skorygowana.

traw kręciło się w wojsku wszystko. Mieliśmy na przykład w Budziejowicach oberlejtnanta Zakrejsa, który stale się szwendał dokoła kuchni oficerskiej, a gdy który z szeregowców coś spłatał, to mu kazał stanąć na baczność i ryknął na niego: — Ty łobuzie jeden, jeśli popełnisz jeszcze raz coś podobnego, to z gęby twojej zrobię mięciutkie bitki, rozdepczę cię jak tłuczone kartofle i każę ci to zeżreć. Pocieknie z ciebie kałdun z ryżem i będziesz wyglądał jak szpikowany zając na brytfannie. Sam więc widzisz, że się musisz poprawić, jeśli nie chcesz, żeby ludzie myśleli, że zrobiłem z ciebie faszerowaną pieczeń z kapustą.
Dalszy wykład o tym, w jaki sposób używano jadłospisu przy wychowywaniu żołnierzy w czasach przedwojennych, został przerwany wielkim krzykiem na piętrze, gdzie kończyła się uroczysta wyżerka.
W chaosie głosów można było odróżnić głos kadeta Bieglera, krzyczącego:
— Żołnierz już w czasie pokoju winien wiedzieć, czego żąda od niego wojna, a podczas wojny nie powinien zapominać o tym, czego nauczył się na placu ćwiczeń.
Następnie dał się słyszeć sapliwy głos porucznika Duba:
— Proszę o ustalenie faktu, że już po raz trzeci zostałem obrażony.
Na piętrze działy się rzeczy wielkie.
Porucznik Dub, który wobec kadeta Bieglera miał zamiary zgoła zdradliwe i chciał go pogrążyć wobec komendanta batalionu, zaraz przy wejściu między oficerów powitany został wielkim hałasem. Wszyscy znajdowali się pod wpływem znakomitego działania żydowskiej wódki.
Podrwiwając z jego niefortunnej przygody przy jeździe wierzchem, jeden przez drugiego pokrzykiwali na porucznika Duba:
— Bez grooma rady nie dasz! — Płochliwy mustang! —