Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/878

Ta strona została skorygowana.

Jurajda, zgorączkowany, z wypiekami na twarzy, zirytowany i wściekły. Stuknął obcasami i salutował, nie bacząc na to, że nie miał czapki na głowie:
— Posłusznie melduję, że go zeżarł! Od a do zet, ani kawałeczka nie zostawił! Nawet szpagat zeżarł! Panie kapitanie, posłusznie melduję, że ja temu nie winien. Ułożyłem go, żeby ostygł, a on wziął i zeżarł go. Taki ładny salceson! Przecież było go najmniej ze dwa kilogramy! Skąd ja mogłem wiedzieć, że takie będzie jego przeznaczenie?
— Wy, kucharzu, powiedzcie zwięźle, co się stało? Czemu się tu pchacie? Czy to czas i miejsce na raport? Himmelherrgott, łazicie już do oficerów jak do jakiej knajpy! — krzyknął na wystraszonego kucharza kapitan Sagner*.
Kucharz wyprostował się przed nim.
— Posłusznie melduję, panie kapitanie, pan mi kazał zrobić salceson, więc salceson zrobiłem i zaniosłem go do piwnicy, żeby ostygł. Pod nim deseczka, na nim deseczka i dwa spore kamienie, żeby się sprasował. Bo to się tak robi. Ale pucybut Baloun widział mnie, gdy go tam zanosiłem, wlazł potem do piwnicy i zeżarł go. Nawet nie czekał, aż ostygnie. Posłusznie melduję, panie kapitanie, że już pan tego salcesonu nie dostanie, ponieważ pucybut pana nadporucznika Lukasza go zeżarł. Tak jest. Ja temu nie winien.
Kapitan, który już od Lukasza słyszał o nienasyconości jego służącego, potrząsnął raz i drugi śpiącym nadporucznikiem, z trudem opanowując śmiech.
— Ty, Lukasz, idź zrobić porządek. Ten twój Baloun zeżarł nasz salceson. Cieszyłeś się, że sobie użyjesz na tym salcesonie z cebulą. Przyjmij, kolego, wyrazy mego szczerego współczucia.
Senny Lukasz zaklął, przypiął szablę i ruszył za kucharzem na dół. Na podwórzu na kupie polan siedział Baloun, a przed nim z fajką w zębach stał Szwejk: