Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/882

Ta strona została skorygowana.

Więc plutonowy ściągał postronki, aż się wrzynały w ciało Balouna.
— Pofolguj! Nasraj na niego — mówił Szwejk. — Przecież to idiota. To taki belfer, szkolarz, faja z gipsową głową.
Przy Balounie postawiono wartownika, który miał pilnować, żeby delikwent nie omdlał. Zaś najedzony Baloun w napadzie czysto czeskiego radykalizmu zwrócił się do Szwejka:
— Jak tylko skończy się ta wojna, to pójdę do niego i powiem mu: Pocałuj mnie w dupę, ja na ciebie sram. Ja mam młyn, a ty jesteś głodny piesek miejski. Jesteś taki laluś uczony, pies z tobą tańcował!
Był już wieczór, słońce zachodziło i zalewało przywiązanego Balouna krwawymi blaskami. Do wsi przygnali żołnierze całe stado bydła, które w ciągu dnia paśli na łąkach i w lasach. Buczenie krów i trzaskanie biczów przypomniało Balounowi dom rodzinny, wędzonkę i bochenki chleba. Łzy na nowo zapełniły mu oczy. Spoglądał na słońce, które zachodziło gdzieś tam, gdzie stał jego młyn, i płacz wstrząsał całym jego ciałem.
— Czemu mnie, Panie Boże, nie stworzyłeś takim oto wołem? Przynajmniej nie byłbym nigdy zaznał tyle głodu! Jak świetnie byłbym się mógł napaść na tym kawałku ziemi, który przemaszerowaliśmy!
Było już ciemno, gdy plutonowy przyszedł odwiązać Balouna. Biedny pucybut przyglądał się sinym pręgom na rękach, tarł poodzieraną skórę i zataczał się jak pijany, a Szwejk go pocieszał:
— Nic sobie z tego nie rób, tutaj się kar nie zapisuje. Z biednymi ludźmi, kolego, trzeba gadać ostro, surowość musi być i na wojnie. Gdzieżby się świat podział, gdyby ludziom pozwalali na wszystko! Ja ci, bracie, teraz, kiedy byłem w niewoli austriackiej, widziałem kawał frontu i wszędzie panowała najsurowsza surowość i dyscyplina. U deutschmeistrów przywiązywano żołnierzy, u landschützów, w trzydzie-