Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/907

Ta strona została skorygowana.

Z Kromierzyża na Hodomin
Furę ciągną wszy,
Jedna siedzi na koziołku,
I fajeczkę ćmi.

Zauważywszy, że i Jurajda nie śpi i stale wzdycha, zwrócił się do niego:
— Słyszał pan już o tym profesorze, co miał przygodę z wszą? Było to w Młodej Bolesławi, gdzie był taki pan profesor nauk przyrodniczych, który się martwił, że w zbiorach owadów nie ma wszy. Pcheł miał dość, ale wszy ani jednej. Kiedy regulowano Izerę, to na roboty przybyli włóczęgi z różnych stron świata i profesor dowiedział się, że tym ludziom wszów nie braknie. Wybrał się do nich pewnej niedzieli i wziął na wszy buteleczkę. Nad brzegiem rzeki siedział akurat jakiś obdartus, wiszcze się i rzuca wszy do rzeki. A ryby lubią wszy jak wściekłe. Więc mój profesor powiada temu włóczędze, że potrzebuje kilka wszy do zbiorów szkolnych i prosi o takowe. Mój obdartus sięga pod pachę, wyjmuje pięć sztuk jak ziarna jęczmienia, podaje je profesorowi na dłoni i mówi: — Pięć sztuk po dwadzieścia centów, to korona. Proszę o pieniądze! — Ale profesor był sknera i ani myślał płacić. — Przecież — powiada — nie będziecie, mój człowiecze, żądali pieniędzy za wszy. — A ten włóczęga schował wszy za pazuchę i wrzasnął na profesora: — To je pan sobie wyhoduj sam! — Ten włóczęga, to były docent filozofii, socjologii i ekonomii społecznej, a puścił się dlatego, że jego żona miała z innym dziecko. Rozumiał on bardzo dobrze, że jeśli ktoś chce mieć wszy, to powinien za nie płacić, jeśli sam ich nie chce hodować. Towar, to zawsze towar. Tak czy nie, panie Jurajda?
Jurajda, który nie umiał się gniewać zbyt długo, odpowiedział pojednawczo:
— Zdarzają się, panie Szwejk, takie przypadki, nad którymi trzeba się zastanowić, a które bynajmniej nie są śmie-