Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/910

Ta strona została skorygowana.

— Ukradłbym jeden z nich i przyniósłbym go jako zdobycz wojenną dla pani Müllerowej — pomyślał przed zaśnięciem.
— Saperzy pod gradem szrapneli budowali most... Wytrwać, a zwyciężymy! — mówił przez sen jednoroczniak Marek, rzucając się na posłaniu.
Jurajda poczuł się sam na tym olbrzymim świecie, który przytłaczał go swoją wielkością. W przededniu bitwy żołnierze myślą o tym i owym, a powieściopisarze opowiadają zawsze, jak to żołnierze w takich chwilach jednoczą się duszą ze swoim narodem i państwem, jak życie ich własne wydaje się im lichym w porównaniu z całą ludzkością i jej sprawami, i jak chętnie zgadzają się zginąć, wiedząc, że ból ich jest nikły w porównaniu z bólem świata. Może tak jest, może nie, ale kucharz Jurajda myślał w tej chwili tylko o tym, czy przy żonie w łóżku nie leży teraz inny i nie pieści jej. Wszystko inne nie interesowało go w tej chwili. Tuż obok niego głębokim basem pochrapywał dobry wojak Szwejk, który już w drodze na front wyraził się:
— Grać porządnie w mariasza, to sprawa dla nas daleko ważniejsza niż cała wojna światowa.
Rano nikt nie wiedział, co się będzie robiło. Kapitan Sagner nie miał jeszcze rozkazów dla swego batalionu, dowódca pułku także nie. Kapitan Sagner gniewnie odpalił kadeta Bieglera, który chciał mu zaimponować umiejętnością odczytywania map, i razem z Lukaszem udał się nad strumień, gdzie oberlejtnant powtórzył odświeżającą kurację przemęczonych nóg i odparzonej skóry. Lukasz narzekał, że konna jazda sprawia mu duże trudności, ale kapitan pocieszył go, że to jest kwestia przyzwyczajenia. Żołnierzom poprawił się humor, jak tylko dostali kawę, a potem zabrali się ponownie do gry w karty o zapałki i grosze. Gdyby nie grzmiały działa na północy, wszystko przypominałoby spokojne manewry.