Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/922

Ta strona została skorygowana.

Direction mir nach! Marschieren marsch! — wrzasnął kapitan Sagner.
Przednia straż i szpica zostały tymczasem ściągnięte z powrotem i maszerowało się przez niebezpieczny las ze dwie godziny. Potem las przerzedził się, pokazały się piaski śród sosen i niebawem żołnierze wyszli na drogę wozową śród wysokich drzew i kadet Biegler znowu wystąpił w roli macek.
Po niedługim odpoczynku wojsko szło naprzód ostrym krokiem, jakby chodziło o prześcignięcie Rosjan. Żołnierze dotarli do poręby, gdzie kapitan Sagner, prowadząc konia za uzdę, sam wdepnął w coś ciepłego jeszcze, co było niezawodnym dowodem, że przed chwilą odpoczywał tu jakiś oddział wojska.
Śród żołnierzy powstała wesołość, a na twarzach oficerów widać było bezradność. Byli tu Rosjanie czy nasi? Węchem się tego nie pozna. W tym, co rozdeptał kapitan Sagner, były pestki czereśni, kilka plew, skórka z salami i parę ziarnek grochu. To mogło być zarówno rosyjskie jak i austriackie.
Oficerowie w milczeniu spoglądali na tajemniczy obiekt, a nadporucznik Lukasz wyraził przypuszczenie:
— Może nasza przednia straż. Ale jak na nią, byłoby tego trochę za dużo.
Lejtnant Dub zaprzeczył:
— Przednia straż nie mogła się tu zatrzymywać, gdyż bylibyśmy ją dogonili. Pewno byli tu Rosjanie i zdarzyło im się to ze strachu. A my — z wyrzutem spojrzał na kapitana Sagnera — szliśmy niezabezpieczonym marszem.
Nagle Dub, uderzył się w czoło:
— Ależ to się przecie da ustalić. Chłopcy rozejrzyjcie no się śród tych kaktusów i przynieście to, czym się podcierano — zawołał na najbliższych żołnierzy.
Żołnierze poznikali w krzakach i po chwili wracali, trzymając w dwóch patykach dziwaczne rzeczy: kępki trawy, gałązki i liście, białą damską rękawiczkę skórkową, obrazki świętych, pocztówki poczty polowej, a jeden przyniósł nawet ka-