Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/924

Ta strona została skorygowana.

— Jest takie przysłowie łacińskie: Inter arma silent musae — podczas wojny milczą muzy, ale u nas na szczęście muzy nie zamilkły. To, co przeczytałem, jest pięknym, patriotycznym, lojalnym wierszem. Szkoda, że wiersz ten nie jest cały, bo przeczytałbym go przy sposobności żołnierzom dla podniesienia ich na duchu. Panowie, mogę wam powiedzieć jedno: przed nami szli nasi.
Sagner odwrócił się zły, a Lukasz trącał papierek końcem buta i proponował:
— Może dałoby się to wyprać. Co za bydlęta, ci żołnierze! Patriotyczna, lojalna poezja, która mogłaby podnieść wojsko na duchu, poezja, w którą poeta włożył całą swoją duszę, a taki drab podetrze się nią, jakby na świecie nie było innego papieru.
Uśmiech jego był pełen złośliwego sarkazmu i ironii.
Wojsko szło dalej, a po godzinie znowuż nikt nie pomyślał o tym, że już dawno nie widziano żołnierzy łączności. Około południa zbliżyli się ku łące, od której słychać było głosy. Kapitan polecił wysłać straże. Wróciły z meldunkiem, że na łące obozuje mały oddział naszej artylerii i pasie tam konie.
Batalion zbliżał się ku łące, żołnierze cieszyli się, że będzie odpoczynek, gdy nagle na skraju lasu ukazał się oficer wierzchem. Pędził w kłusa ku Sagnerowi i wrzeszczał na niego:
Welches Regiment? Einundneunzigste? Wohin führen sie das? Aber meine Herren! Das ist doch falsche Richtung! Ich habe links befohlen! — i zawróciwszy na miejscu pędził precz.
Kapitan dał koniowi ostrogę i popędził za nim, prosząc o rozkazy dokładniejsze, gdyż spostrzegł, że jest to dowódca brygady. Ale rozkazów nie otrzymał. Dziadyga powtarzał swoje: