Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/926

Ta strona została skorygowana.

się na nas nie obejrzą. Ostatecznie zabłądzić tu nie możemy, jest tylko jedna droga.
— Flinty nie nabiłem — odpowiedział roztropnie Szwejk — bo z nabitymi flintami szpasu nie ma. Weźmie strzelbę w łapy jaki łamaga, bawi się i bęc, masz cały ładunek w brzuchu. Trzeba przyznać, że miał rację nasz lejtnant Frömmer, gdy służyłem w Budziejowicach, że Manlicherrepetiergewehr, model 1895 jest najlepszą bronią strzelną i jeśli który z was, wy łobuzy, nie będzie miał karabinu wyczyszczonego akuratnie albo po ćwiczeniu zapomni w nim nabój, to mu karabin otłukę o łeb. Zresztą, zabłądzić, kolego, można i w Pradze.
— Znałem niejakiego Haldę, który pracował w kotłowni Ringhoffera a mieszkał przy ulicy Celnej. W Bubnach miał dziewczynę i chodził z nią do pewnej gospody na Letnej na solidne tańce. Bo w tej gospodzie był taki napis: — Uprasza się o przyzwoite tańcowanie.
— No i pewnego razu wstawił się ten facet troszeczkę, z dziewczyną się poprztykał i idzie do domu. Przyszedł na Plac Wacławski i pyta policjanta, co to za plac i w jaki sposób można się z niego dostać na Smichów. Policjant objaśnił mu wszystko, jak się należy i dodał: — Niech pan idzie prosto wzdłuż tych szyn. — No i ten Halda szedł ciągle wzdłuż tych szyn, aż się wybił z sił i usiadł, żeby troszkę odpocząć. A potem ktoś nim zaczął potrząsać i piekłować się. Mój Halda otworzył oczy, a tu jakiś kolejarz trzyma go za kołnierz i wrzeszczy na niego: — Złaź pan zaraz na dół! Chcesz pan spaść pod pociąg?
I dopiero spostrzegł ten Halda, że zabłądził. Było już widno, a on siedział na barierze winohradzkiego przejazdu i miał całą gębę pokiereszowaną, bo spadł ze schodów w Nuslach. Tak mi się coś zdaje, że nikt nie idzie przed nami i nikt za nami.