Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/928

Ta strona została skorygowana.

jest morale, wy morskie świnie, gdy w tornistrze macie dwieście pięćdziesiąt ostrych naboi i leziecie ze łbem spuszczonym, jak te świnie, a w osobie swoich przełożonych pyskujecie na swego najjaśniejszego pana. Abtreten, Morgen zum Rapport!
Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że myśmy się zabłąkać nie chcieli i nie mamy zamiaru osłabiać armii o dwa karabiny. Posłusznie proszę o przyjęcie nas do swego oddziału na menaż, chleb i fasowanie. Lehnungu od pana nie chcemy, bo jakoś tam swój batalion odnajdziemy i pan Waniek nam wszystko wypłaci.
— Mój złoty kolego — roześmiał się nadporucznik, słuchając poczciwych wywodów Szwejka — do baterii przyjąć was nie mogę. Cóż ja bym z wami robił? Zresztą jeszcze dzisiaj znajdziecie niezawodnie swój batalion. Nie będzie on znowu tak daleko i ktoś o nim będzie wiedział. Polowa żandarmeria pokaże wam drogę na pewno albo nawet odprowadzi was do niego.
— Niech pan oberlejtnant, posłusznie melduję, zastanowi się dobrze, zanim odrzuci nasze usługi — rzekł posmutniały Szwejk. — Stoimy w obliczu nieprzyjaciela jak dwa kołki w płocie, ale bateria może być o dwóch szeregowców mocniejsza, a w walce to nie byle co. A my pójdziemy z panem wiernie, choćby miało być najgorzej. Menaż i chleb moglibyśmy fasować od dzisiaj.
— Nie, nie, chłopcy, nie ma o tym mowy — zdecydował nadporucznik — ale trochę jedzenia dadzą wam kucharze, a chleba znajdzie się dla was wśród kanonierów pod dostatkiem. Abtreten! Szczęśliwej drogi!
Szwejk i jego kolega, który głośno podziwiał krasomówczy talent Szwejkowy, udali się ze zleceniem nadporucznika do kuchni. Tam kucharz mruczał coś o piechurskiej żebraninie, o nienażartych łazikach, ale ostatecznie sięgnął łyżką w kocioł i nalał im czubate menażki gęstej zupy z ryżem i sie-