Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/932

Ta strona została skorygowana.

a wypasieni byli jak te świnie. Na bębnie było wszystko, co powinno być na mapie. Pewnego razu, ku wieczorowi się miało, byli na węgierskiej granicy i natknęli się na swój pułk. Ale ich tam już nikt nie poznał prócz kapitana, bo ten pułk był już parę razy rozbity i formowany na nowo.
Kapitan nie chciał własnym oczom wierzyć, że to oni, dopóki ich nie obmacał własnymi rękami. Bo Czerwony Krzyż już dawno wykazał, że przepadli bez wieści, dostali się do niewoli, czy nawet zginęli w walkach, żeby rodzinom ich nie trzeba było wypłacać zapomóg.
Pan kapitan odesłał ten bęben do Wiednia, do wojskowego oddziału kartograficznego, a tam, kolego, podług tego bębna musieli robić mapy sztabu generalnego. Ten trębacz dostał za to wielki złoty medal, a tambor srebrny. Trębacza mianowano trębaczem pułkowym, a tambor dostał się do więzienia w Teresienstadzie, bo powiedział, że ci oficerowie, co rysują mapy, to idioci i darmo biorą pieniądze z kas państwowych. Z taką mapą w garści jaką narysował ów trębacz, nikt zabłądzić nie może.
Las zaczynał się przerzedzać, a między koronami drzew ukazało się błękitne niebo. Kolega Szwejka przyśpieszył kroku, wyprzedził go i zawołał:
— Jak Boga kocham, pole! A tam dalej wieś! Tam przecież kogoś znajdziemy!
Znaleźli. Między drzewami na skraju lasu przypatoczył się kadet Biegler i pytał:
— No i cóż? Trafiliście do tej leśniczówki. Dostaliście tam coś do zjedzenia dla mnie? To wy szliście przecie razem ze mną jako szpica. Tak, czy nie?
— Posłusznie melduję, panie kadecie, że nie szliśmy — objaśnił go Szwejk. — Czy pan jest tutaj sam? My nie szliśmy z panem w szpicy, my byliśmy Verbindung, a z panem szli inni. Pewno tamtych posłał pan do leśniczówki, a my nie widzieliśmy żadnych kolegów i żadnej leśniczówki, bo-