Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/939

Ta strona została skorygowana.

lesie, gdy się deszcz rozpadał. Opowiadałem tam przy ogniu oficerom, jak niby jeden murarz chciał żonie podarować na urodziny rasową kozę, a pan oberlejtnant nie chciał mi wierzyć i mówił, że takich rzeczy się na urodziny nie daje. A tymczasem ludzie dają sobie na złość i dla dokuczenia komuś jeszcze gorsze rzeczy niż taka rasowa koza, która jest zwierzęciem pożytecznym. Pewnego razu kupiłem od pana Krausa, buchaltera z mleczarni Radlickiej psa bernardyna. Był to pies bardzo piękny, duży jak roczny buhaj, a sprzedano mi go za pięć guldenów, żeby go się pozbyć. Mówił, że na tego psa patrzeć nie może.
I opowiedział mi wszystkie swoje udręki, jakie miał z tym psem. Swojej narzeczonej dał na urodziny złoty zegarek w bransoletce i chociaż był z nią zaręczony, nie śpieszył się z żeniaczką. Więc jego narzeczona kupiła mu tego psa. Płakał, gdy mi o tym psie opowiadał. Gospodyni, u której mieszkał przeszło sześć lat, przestała z nim rozmawiać, gdy przyszedł pewnego dnia do domu i przyprowadził tego psa, i nazajutrz wymówiła mu mieszkanie, ponieważ pies przez całą noc wył na balkonie. Uprosił ją, żeby go nie wyrzucała, to jej będzie płacił o pięć guldenów miesięcznie więcej i obiecał, że psa będzie brał na noc do swego pokoju, żeby mu się na balkonie nie przykrzyło. Więc rzeczywiście brał psa na noc do pokoju, ale z rana przychodzi dozorca, że lokator na dole ma przemoczony sufit, czy aby w pokoju nie rozlała się woda. Gospodyni oświadczyła, że po tym psie sprzątać nie będzie i karmić też go nie będzie.
Ale ten pan Kraus nie tracił głowy. Poszedł do końskiego rzeźnika, nakupił serdelków i kiszek. Kupił od razu za dwa guldeny, czyli osiemdziesiąt sztuk, i pół bochenka chleba. Rzucał psu te serdelki i cieszył się, że bernardyn chwyta je w locie. Pies zeżarł w południe wszystko, a wieczorem wył z głodu. Więc znowu jego pan poszedł po serdelki do końskiego rzeźnika, a rzeźnik myślał, że on ma restaurację i za-