Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/941

Ta strona została skorygowana.

Rano gdy się kadet przebudził, babina kręciła się już koło pieca, a Szwejk gotował białą kawę, pogwizdując nad garnuszkami z mlekiem. Zauważywszy, że kadet już nie śpi, podszedł ku niemu:
— Posłusznie melduję, panie kadecie, że w nocy nic się nie stało. Czy lepiej panu? Zaraz podam panu śniadanie.
— Szwejku — rzekł kadet Biegler miękkim głosem — dajcie coś do zjedzenia. Już nic mnie nie boli, ale jestem słaby jak mucha. Czy nie słychać czego o nieprzyjacielu? Nie wiem, czy będę mógł pójść razem z wami.
— My pana kadeta nie opuścimy, żeby nie wiem co — zadeklarował Szwejk z całą stanowczością. — Tu, w tej chałupie, nie potrzebuje pan obawiać się żadnego niebezpieczeństwa. Młoda gospodyni jeszcze śpi na piecu.
— A Rosjan nie ma tu gdzie w pobliżu? — pytał kadet.
— Posłusznie melduję, panie kadecie, że ta stara wczoraj wieczorem kłamała. Cofających się Rosjan nikt tu nie widział. Ta młoda to serce szczere, udzieliła mi informacyj akuratnych. Rosjanie cofają się tu z prawej strony, wzdłuż kolei, gdzie jest szosa. Sądzę, że najlepiej będzie, panie kadecie, gdy pan sobie tu odpocznie, zanim pan okrzepnie. Armaty słychać już bardzo słabo. Daleko, widać, strzelają.
Kadet nie sprzeciwiał się w niczym Szwejkowi i pozwolił wyprowadzić się do ogrodu. Przy stodole drugi żołnierz rąbał drzewo i wołał Szwejka na pomoc.
Zabrali się do tarcia polan. Piła tępa i zardzewiała zgrzytała w drzewie i piszczała, a drewek przybywało coraz więcej, tak że gdy młoda gospodyni wyszła na dwór, uśmiechnęła się z zadowoleniem:
— Nu, panowie żołnierze, czy nie lepiej drwa rąbać, niż się na froncie bić? Ile roboty wy mi oszczędzicie!
— Moja gosposiu — mrugnął na nią Szwejk oczkiem — czego by to człowiek dla takiej miłej gospodyni nie zrobił!