Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/954

Ta strona została skorygowana.

— Wasz batalion? Wczoraj był w Smotynie, ale gdzie jest teraz, tego nie wiemy.
Kadet wypytał się, w której stronie jest ta wieś i zadecydował, że pójdą do niej, bo tam najpewniej się dowiedzą, gdzie pułk znajdować się może.
Wojsko pokazywało się teraz i w polu. Widać było telefonistów, zakładających przewodniki i biegających z długimi tykami od drzewa do drzewa, i Szwejk wspomniawszy Chodounskiego dał wyraz współczucia dla niego:
— Mógł się razem z nami pożywić kurczakiem, a tymczasem musi biedak latać jak postrzelony od drzewa do drzewa.
Niedługo zrównał się z nimi Meldereiter, pędzący, co koń wyskoczy. Szwejk krzyknął na niego:
— Ej, kolego, kłaniaj się tam naszemu 91 pułkowi i powiedz mu, że już idziemy!
Jeździec zatrzymał konia:
— Jadę naprawdę do tego pułku. Jest w Wierbianach i ma przybyć do Piętek. Będzie mila drogi stąd. Możecie iść naprzód i poczekać tam na swój pułk.
W taki więc sposób zdarzyło się, że o godzinie szóstej wieczorem kadet Biegler meldował swój powrót kapitanowi Sagnerowi i stając na baczność miał w pogotowiu odpowiedź na przypadek, gdyby go kapitan zaczął strofować. Ale kapitan, któremu Lukasz dał połowę kurczaka otrzymanego od Szwejka i opowiedział mu dzieje ich błądzenia, poklepał go z uznaniem po ramieniu:
— Dobrze, bardzo dobrze, wywiązał się pan z zadania, panie kadecie! Ze sztabu brygady otrzymywaliśmy rozkazy tak poplątane, że można było zgłupieć na czysto.
Gdy Szwejk ukazał się śród kolegów przywitał go Marek okrzykiem:
— Groby się otwierają, umarli wstają z martwych, dzień