Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/960

Ta strona została przepisana.

i że ta przepowiednia jest prawdziwa, a dotyczy tej właśnie jesieni. Wielkich i niebezpiecznych walk nie będzie, bo Rosjanie nie mają amunicji, a granaty już nabijają piaskiem. Gdyby ktoś jednak został zraniony, niech ranę zawiąże jako tako i uda się na Hilfsplatz. Gdyby ze względów strategicznych nakazany został odwrót, rannych nie zostawiać na polu, ale wszystkich zabierać. Lekko ranni niech niczego nie rzucają i wszystko zabierają z sobą, osobliwie karabin, który odebrany zostanie na Hilfsplatzu.
— Karabin, żołnierze, to nie patyk, który można sobie uciąć gdziekolwiek! — zapalał się kapitan. — Kto wraca bez karabinu, ten naraża na śmierć towarzysza, który nie będzie miał czym się bronić. Kto przyniesie karabin, dostanie pięć koron, kto nie przyniesie, ten nie dostanie po wyzdrowieniu urlopu. A teraz na cześć naszego wodza najwyższego, najjaśniejszego pana: Hura! Hura! Hura!
Bez ognia i zapału żołnierze powtórzyli okrzyk, a kapitan, zlazłszy z beczki, dodał już nieoficjalnie, bez namaszczenia i niejako po ojcowsku:
— Do niewoli się nie pchajcie, bo do domu nie wrócicie z Rosji nawet po dziesięciu latach. Gdyby pomimo wszystko, który miał polec, to żona jego dostanie za niego 300 koron. Zresztą do końca świata tu nie zostaniemy. Czy który z was chciałby może żyć na wieki?
Zapatrzył się na żołnierzy i spojrzenie jego zatrzymało się na Szwejku z taką silą, że ten wyszedł z szeregu, zasalutował i odpowiedział:
— Posłusznie melduję, że nie chciałbym!
Potem padła komenda: — Marsz! — i batalion ruszył naprzód, ale każda kompania szła własną drogą. Armaty hukały coraz mocniej i coraz częściej. Salwa odzywała się za salwą. Przechodzili koło baterii i widzieli, jak po każdym wystrzale powietrze dygocze, a działo podskakuje. Kanonierzy