Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/966

Ta strona została przepisana.

szym żołnierzem, ponieważ w Wiedniu modli się za nich sędziwy monarcha.
Leżały więc trupy żołnierzy rosyjskich, pozbawione butów, na wznak, na boku, na twarzy, jak popadło, a ich wyszczerzone zęby i czerniejące twarze miały dodać odwagi armii austriackiej.
Szwejk wzdrygnął się na ten widok, ale potem przyjrzał się trupom dokładniej i rzekł do jednoroczniaka Marka:
— Jestem pewien, że zakopują ich tak bez wszystkiego i że nawet nie posypią ich wapnem. A żołnierzowi należy się dół głęboki i wapno w nagrodę odwagi. Tutaj miałoby wdzięczne zadanie do wykonania stowarzyszenie arymatyjskie w Pradze i powinno by przysyłać trumny. Bo nawet w prostych nieheblowanych deskach jakoś przyjemniej niż tak bez wszystkiego prosto w ziemię.
A Marek odpowiedział mu na to całkiem od rzeczy:
— Albo namoczony gałgan jest dobry, albo kawał darniny. Śniło mi się, mój Szwejku, że byłem w domu na urlopie. Matka gotowała knedle z czereśniami i podawała je na stół, a wtem przychodzi stróżka i powiada: — Pani Markowa, gdzie pani ma syna? — Bo zza misy knedli wcale mnie widać nie było. Odezwałem się, a stróżka podchodzi do mnie i powiada: — Cóż to znowu, proszę panicza, żeby tak długo siedzieć w polu? Wszyscy porządni ludzie są już w Rosji albo w szpitalu. Przecież sam jeden nic pan na to wszystko nie poradzi. — Czy wierzysz, bracie Szwejku, że sny pochodzą od Boga? Ja wierzę. Mnie się, uważasz, ta wojna nie podoba. Czuję że straszyłbym po śmierci, gdyby mnie pochowali nagiego i bosego.
A Szwejk tak samo roztargniony skutkiem obrazów, które widział, odpowiadał również nielogicznie:
— Bóg oświeca ludzi w sposób rozmaity. Co do darniny, to mam wątpliwości, ale mokry gałgan może byłby dobry.