Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/968

Ta strona została przepisana.

śród Czechów, jeden pijany na dobre wstał i trzymając się brzozy, zaczął wrzeszczeć:

A nad Sanem pod Kraśnikiem.
Smutne lasy są.
Ciała zmarłych towarzyszy,
Płyną pod wodą.
A ja stoją sam na warcie,
I w ten nocny czas,
Myślę o tym, czy zobaczę, Czy zobaczę was....!

— No, no, tylko nie zacznij nam tu ryczeć, jak stara kurwa — napominał go ktoś i pociągnął z powrotem na ziemię.
Gdy już ciemniało, ozwało się wołanie: — Vorwärts! Vorwärts! — i masa ludzka znowuż ruszyła naprzód.
Ludzie byli pijani i szli, aby umierać za wielkość Austrii i sławę cesarza. Znajdowali się w stanie, o którym biuro prasowe pisało:
— Wojska nasze bohaterstwem swoim i bezprzykładnym poświęceniem budzą podziw w nas wszystkich. Nacierają wspaniale i w pogardzie śmierci biją się brawurowo, pełni wojowniczego rozmachu.
Ten rozmach, jakim administracja wojskowa napełniała swoich dzielnych żołnierzy, wyrabiały z kartofli wszystkie gorzelnie, produkowali go na zimno i na ciepło wszyscy Żydzi od Sudetów aż po morze Adriatyckie i zarabiali duże pieniądze, dostarczając państwu tego surogatu zwycięstwa, tak że gdy później kupowali sobie nowe fabryki i majątki, mogli mawiać:
— To wszystko zawdzięczamy entuzjazmowi wojennemu.
Opar alkoholu zamraczał mózg i zaślepiał oczy. Nic na całym świecie nie wydawało się wstrętne i ohydne, nie było rzeczy trudnych, wszystko wydawało się bardzo proste i łatwe. Spirytus robił swoje.