Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/972

Ta strona została przepisana.

to jednak rozkradł wszystko na czysto. Tak Samo ów Drozd w kasie pożyczkowej Św. Wacława. Też kradł powolutku i ostrożnie, tak że nawet święty Wacław nic nie zauważył, aż raptem kasa opustoszała. Nie trzeba pożerać, od razu wszystkiego, choćby się nawet miało apetyt, bo już niejeden się przeżarł. Przecież i nasz najjaśniejszy pan pięćdziesiąt lat panował w pokoju, zanim przygotował się do wojny porządnie. A ten Drozd kradł w pożyczkowej kasie św. Wacława czternaście lat.
Jakaś postać zbliżała się ku niemu, a potem rzuciła mu się na szyję, wołając:
— Szwejku, bracie, żyjesz i ty?
— Żyję — rozpromienił się Szwejk. — A ciebie, bracie jednoroczniaku, też nic złego nie spotkało? Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, że już jedziesz do szpitala.
— Kapitana Sagnera zabrali sanitariusze — rzekł ktoś obok nich. — Podobno zamroczył go granat.
— Nie ględź, stary, o granatach! — odciął się ktoś inny.
— On ma takie pigułki, po których się mdleje. Dostał je od doktora. Już trzy razy widziałem go w polu, ale zawsze po pierwszej potyczce zaczyna mdleć i mdleje tak często, dopóki nie dostanie się do szpitala na tyłach. Tak to, tak, oficerom jest dobrze na świecie, bo i z doktorami się zgadają. A nasz brat nie dostanie się do domu, dopóki na Hilfsplatz nie przyniesie głowy pod pachą.
— O tych pigułkach też już słyszałem — rzekł Marek, pochylając się nad Szwejkiem. — Nie mam odwagi, żeby sobie samemu coś zmajstrować. Dojdzie do tego, że jednak tu człowieka zakatrupią.
— Ranek jest mądrzejszy od wieczora — rzekł Szwejk roztropnie. — Sądzę, że lepiej przespać się teraz. A co jest tam dalej? Nie widziałeś czego?
— Tam dalej nie ma nic — ziewnął Marek — tylko trzy rosyjskie armaty i parę karabinów maszynowych. Zostało