Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/980

Ta strona została przepisana.

W wilgotnej trawie leżała fajka, jego własna fajka, a rosa perliła się na niej niby łzy żalu za jej panem. Szwejk pochylił się, aby ją podnieść, a karabin maszynowy zaczął mu pluć kulami prosto pod nogi.
Podniósł fajkę, która nagle szarpnęła mu się w ręku i wiał, aby ukryć się śród murów dworca.
W ukryciu wyjął z chlebaka paczkę tytoniu, nabił fajkę i chciał zapalić, ale właśnie gdy podnosił ją ku ustom, zauważył, że fajka nie ma ustnika i że brak jej kawałka cybucha. Cybuch był jakby brzytwą ścięty i Szwejk zrozumiał, że ustrzeliła mu go kula, gdy podnosił fajkę z ziemi. Wysunął rękę zza muru i grożąc fajką całemu rosyjskiemu frontowi, rzekł ze wzgardą:
— Ach. ty hołoto! Czy takie rzeczy robi porządny wojak porządnemu wojakowi? Kto was, wy, świntuchy, uczył takiego’ wojowania?
Odpowiedzi na to pytanie nie otrzymał. Granaty i szrapnele ciągle waliły w dworzec kolejowy. Spokojnie było na nim tylko chwilami, gdy nieprzyjaciel ostrzeliwał artylerię austriacką, stojącą za lasem.
Za rumowiskiem spalonego magazynu siedział Szwejk, trzymał fajkę w gębie za resztkę cybucha i kurzył, spoglądając na menażkę, w której na dopalającej się belce gotował sobie kawę. Był pogodny i wesoły, a z jego umorusanej twarzy wyzierała na świat niewinność. Napił się kawy, wyciągnął się wygodnie na słońcu i zaczął śpiewać:

Znam ja jeden piękny zamek.
Mieszka w nim moja miła;
Siedzi sobie na stołeczku,
Białą chustkę wyszywa.

Dobrze tobie, ma panienko,
Białą chustkę wyszywać,
A ja, biedny żołnierz, muszę,
Już od rana w glidzie stać.