Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/995

Ta strona została przepisana.

— Pan oberst będzie na was patrzył i jeśli który z was będzie się obżerał, to każe mu dać słupka.
Kelnerzy przynieśli nam talerze, noże i widelce. Najprzód dali nam zupy. Wychüpaliśmy ją żwawo, a ten kadet stał nad nami.
Zaczęli roznosić na półmiskach schab, ale bardzo małe porcje. Pan oberst zachęcał nas, żebyśmy wzięli więcej, nie tylko po jednym kawałku, ale kadet mrugał na nas, żebyśmy nie brali. Ale ja i tak wziąłem trzy kawałki. Kadet kopnął mnie w nogę, a ja zerwałem się i mówię:
— Muszę sobie nabrać porządnie, bo sobie tego pan oberst życzy. Pan oberst jest moim przełożonym i gdyby rozkazał, to wsunę wszystko. Mnie dzisiaj jego cesarska wysokość podała rękę, więc nie będę naruszał subordynacji.
Knedli i kapusty włożyłem sobie na tąlerz tyle, aż oficerowie wytrzeszczali oczy. A ja sobie myślę: Patrz jeden z drugim, co bohater umie.
Potem była jeszcze pieczeń cielęca i pieczone kurczęta z zielonym groszkiem, ale tylko dla oficerów. Do stołu podawali piwo, a na drogę dali nam do feldflaszki rumu. Już ten rum wypiłem i nie mam dla nikogo ani kropelki, ale prawicę moją, którą wczoraj ściskał dostojny następca tronu, może każdy wąchać, ile mu się podoba. Będziecie mieli przynajmniej taką pamiątkę.
Wieczorem, gdy nadporucznikowi Lukaszowi opowiadał 0 przebiegu uroczystości, dodał z żałością:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że przynajmniej jeden z tych medali chciałem sobie zostawić tak, jak mi go przypiął następca tronu, ale medale przypięte były do skóry 1 trzeba było szpilkę wyjąć, bo bardzo bolało. Taka pamiątka byłaby ładna. W Pradze był pewnego razu starostą, czyli prymatorem, niejaki doktór, którego nazwiska już nie pamiętam. Urzędował wtedy, kiedy to najjaśniejszy pan był w Pradze ostatni raz. Na Hradczanach była uczta, więc pan starosta był