posuwaliśmy się rano. Z jednej strony były ciemne smreki, z drugiej wysokie cyple skalne. A tu i ówdzie sterczał olbrzymi złom kamienny niby potrzaskana figura lub kolumna. Jadąc w pomroku (bo w dolinach było już po zachodzie słońca), w pewnym punkcie okrążyliśmy jakiś załom i po jednej stronie ujrzeliśmy wspaniałą turnię, wyglądającą jak zwaliska zamku. Leżał jeszcze na niej ostatni poblask słońca, i widać było, jak posuwał się zwolna ku wierzchołkowi. W tej samej chwili ozwała się gromko muzyka i śpiewy górali. W miarę jak posuwaliśmy się dalej, blask wspinający się po zboczu urwiska doszedł do samego wierzchołka a gdyśmy się zrównali z ową skałą, już ani jeden cypel ani głaz nie jaśniał światłem słonecznem.
O zmierzchu byliśmy już w Kuźnicy gdzie oczekiwały nas bryczki góralskie mające nas zawieść do siedziby Sienkiewicza. Nie oszczędzano koni a ta prędka jazda w dół przez las, wzdłuż huczącego strumienia górskiego, była przedziwnie miła i stanowiła uderzające przeciwieństwo naszej przeprawy od rana.
Gdyśmy tak pędzili na złamanie karku, nagle bryczki zatrzymały się.
— Co się stało? — zakrzyknął któryś z nas.
— Może ktoś uległ wypadkowi? — dowiadywał się drugi.
— Nie! Jesteśmy już w domu — oznajmił Sienkiewicz.
Dom, choć skryty śród świerków, był oświecony rzęsiście. Stół już był zastawiony do kolacji. Wyszliśmy z ciemności i byliśmy porządnie pomęczeni, a przytem i zgłodniali, więc w smak nam poszła ta kolacja, dobre jadło, jasne oświetlenie i miłe towarzystwo.
Ta wycieczka długo pozostanie mi w pamięci. Wyprawa do Czarnego Stawu była istnym “kunsztykiem”, dziełem sztuki, jak poemat, piękna opowieść lub malowidło....
Gdyśmy się żegnali na dobranoc, Sienkiewicz wręczył mi zapieczętowaną kopertę, którą wolno mi było otworzyć dopiero po wejściu do mojego pokoju. W kopercie znajdowały się daty autobiograficzne oraz odręczna notatka, którą na prośbę Sienkiewicza miałem ogłosić w Ameryce. Wyraził on tam życzenie, bym ja właśnie, nie kto inny, przekładał jego powieści na język angielski; stwierdzał, że zdaje sobie sprawę z tego, ile dla niego uczyniłem, i zapewniał, iż odtworzyłem i dałem odczuć Anglosasom zarówno ducha jak i literę jego książek.
W Zakopanem poznałem wielu ciekawych ludzi, między innymi teścia Sienkiewicza. Człowiek ten odrazu przypomniał mi Zagłobę. Był to zawołany gawędziarz. W dniach swej młodości ukończył uniwersytet rosyjski, stąd mówił po rosyjsku równie biegle jak po polsku. Był to człowiek nadzwyczaj
Strona:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.