Wróciliśmy do Ragatz w sam raz na wieczerzę. Sienkiewicza zastaliśmy przy stole. Był nieco zmartwiony. Oto redaktor polskiego czasopisma reprodukował coś w rodzaju imaginacyjnego portretu Eunice z “Quo vadis?”
Ależ to szkaradzieństwo! — oburzał się Sienkiewicz. — Zupełnie niepodobna do tej Eunice, jaką sobie wyobrażałem.
W Quellenhofie nie było hałasu ni ruchu. Panowało tam jakby jedno wielkie święto. Było to idealne miejsce na pracę literacką. Pewnego dnia wspięliśmy się górami do Plafers i upajaliśmy się wonią świeżego siana.
Wieśniacy kosili trawę na zboczu górskim. Wieczorami przysłuchiwaliśmy się pieśniom pasterzy tyrolskich. Ja tłumaczyłem “Hanię.” Sienkiewicz mówił mi, że to była “mniej więcej” jego własna historia. Pewnego dnia w jednym z pism angielskich znaleźliśmy długi artykuł o powieściach Sienkiewicza, napisany przez T. P. O’Connera, M.P. Autor artykułu wyrażał się nader pochlebnie o mnie jako tłumaczu.
Mówiąc o ówczesnej sytuacji w Polsce, Sienkiewicz wyraził się:
— Gdyby stary Jeremi Wiśniowiecki żył dłużej, zostałby wybrany królem i skruszyłby przewagę magnatów. Ale on umarł, a królem wybrano jego syna. Jakże to dziwne, że z takiego ojca i takiej matki zrodził się syn, który nie miał nic prócz wielkiego brzucha i sflaczałej twarzy! Nie było zeń wielkiego pożytku... Największym królem polskim był Stefan Batory.
Ostatnie dni spędzono przezemnie w Ragatz były nieznośnie upalne. Sienkiewicz mówił mi, że najlepszy klimat, jaki znalazł gdziekolwiek w świecie, był nie w Szwajcarii ani we Włoszech, ale w południowej Kalifornii.
Prowadziliśmy nieraz miłe pogawędki przy kolacji. Rakowski śmiał się z nas i mówił, że my tylko gadamy i gadamy, a nie pamiętamy o jedzeniu, tak iż kończymy zupę dopiero wtedy, gdy już wnoszą ostatnie danie.
Byliśmy z Sienkiewiczem zgodnego mniemania, że najwyższą sztuką jest język, który w poezji znajduje wyraz najwyższy: ale nie w tej poezji, która jest jedynie harmonią słów, tylko w tej, która rzuca przed oczy żywy obraz. Ja zawsze żywiłem ten sam pogląd. Sztukę mowy uważałem zawsze za największy dar udzielony człowiekowi.
Gdym miał już odjechać z Ragatz, bo czekały mnie nowe podróże i zajęcia, Sienkiewicz wymógł na mnie przyrzeczenie, że odwiedzę go niebawem w Zakopanem u stóp gór tatrzańskich, niedaleko od Krakowa. Dawszy to przyrzeczenie, ulotniłem się z Quellenhofu.
Strona:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.