Strona:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

chłopak lat może dwunastu; wreszcie p. Giełgud, Litwin z Brytańskiego Ministerium Wojny, mówiący po angielsku tak biegle, jak gdyby urodził się i wychował w Londynie.
Jak wspomniałem, Sienkiewicz zwierzał mi się, że od pięciu pokoleń był w swej rodzinie pierwszym, który nie wybrał sobie zawodu wojskowego. Obecnie, widząc ład i przezorność, z jaką wszystko było przygotowane do naszej wycieczki, oraz łatwość, z jaką wszystko się posuwało bez pośpiechu i zatrzymywania się w drodze, miałem sposobność przekonać się, że kierownik naszej wyprawy miał w sobie krew i rozwagę prawdziwego żołnierza.
O wczesnej godzinie porannej już czekały nas nas góralskie bryczki, by nas zawieść do Kuźnic u podnóża gór, gdzie, jak wyrażał się Sienkiewicz, “kończył się świat cywilizowany.” W tym miejscu stały już w pogotowiu osiodłane konie, które miały nas ponieść dalej; przy koniach stali górale, którzy mieli nam towarzyszyć i zabawiać nas w podróży. Kilku z nich miało instrumenty muzyczne, a większość była doskonałymi śpiewakami i umiała tańczyć z wielką zręcznością. Byli to chłopcy żywi, poczciwi i tęgo zbudowani.
Szlak nasz był urozmaicony malowniczymi wąwozami i spinaczką po stromych urwiskach śród gęstych lasów świerkowych. Gdyśmy jechali zwolna pod górę, górale szli na przełaj krótszymi ścieżkami i urządzali nam muzykę na miejscach położonych przed nami lub ponad nami. Gdyśmy nakoniec się zatrzymali na wysokiej zielonej hali, widzieliśmy pod sobą szeroki obszar kraju. Hen w dali widać było uprawną, pagórkowatą wyżynę; bliżej, ale pod nami, były lasy świerkowe, przecięte szerokimi pasami łąk, oraz małe osady zamieszkane tylko w lecie. Po drugiej stronie sterczało środkowe gniazdo Tatr, nagie i olbrzymie. Pomiędzy nami i tym gniazdem była wąska skalna przepaść, dalej zaś pola zawalone wielkimi głazami, a wreszcie zarośla kosodrzewiny, gęste i splątane. Między tymi zaroślami i krawędzią czyli “grzbietem” Karpat znajduje się Czarny Staw, leżący w zakącie gór, jakby objęty ich ramieniem, cichy i ciemny; jakże musi wyglądać wśród przymrozków, burz i pomroków jesiennych! Pragnąłbym zobaczyć ten staw w taką porę.
Ponieważ Czarny staw leży o jakie osiem mil od Zakopanego, a powietrze było rzeźwe i krzepiące, więc dostawszy się nad brzeg wody mieliśmy wyborny apetyt. Przewodnicy rozniecili ogniska, i niebawem mieliśmy istną ucztę pod gołym niebem, wspaniałą i obfitą: znalazł się na niej nawet mrożony szampiter, tak iż pełen dobrego humoru autor “Quo vadis” mógł wypić zdrowie swych gości.